sobota, 17 grudnia 2016

I. dysfunctional

POV's Fay

Swoje najlepsze lata spędziłam w prywatnej katolickiej szkole z internatem, ponieważ rozbiłam samochód mojego ojca w wieku szesnastu lat. Już w trakcie pobytu tam wiedziałam, że kocham robić coś co jest nieodpowiednie dla młodych dam. Zwłaszcza dla córki policjanta, ale to nie moja wina, że ja po prostu kochałam niebezpieczeństwo, które sprawiało, że żyłam.
Mój ojciec, Owen nie widzi nic poza swoją pracą za biurkiem z kolegami, którzy wbrew wszelkim stereotypom naprawdę jedzą pączki i piją kawę cały czas. W domu siedzi ze swoją drugą żoną Laurą i jej już dorosłym synem, który go nienawidzi. Mnie powiedzmy, że toleruje. Nie ma żadnej pasji i udaje, że takie życie mu pasuje. Jednak ja go znam. Brakuje mu czegoś. Teraz po skończeniu szkoły wróciłam do Los Angeles i zamierzam wywrócić jego nudne życie do góry nogami, aby poczuł, że żyje.
Obecnie szłam chodnikiem ciągnąc swoją ogromną walizkę po ziemi. Oczywiście, że zapomniał, że jego jedyna córka wraca z więzienia do którego ją wysłał i po mnie nie przyjechał na lotnisko. Zła kopnęłam walizkę, która się otworzyła. Wypadło z niej kilka ubrań i moich prywatnych rzeczy. Jęknęłam przeciągle i zaczęłam pakować wszystko do środka.
Kochałam Los Angeles za jedno. Mogłaś wyjść w piżamie do sklepu w południe w największy ruch i nikt nie zwróciłby na to uwagi, a nawet gdyby to nie odezwałby się słowem. Teraz gdy siedziałam na chodniku ludzie obojętnie przechodzili obok nie przejmując się małą dziewczynką, która zbiera swoją bieliznę z chodnika. Wreszcie zapięłam szarą walizkę i na nowo ją podniosłam. Z irytacją pociągnęłam za sobą uciążliwy balast i dalej szłam w zaparte.
- Podwieźć Cię? - usłyszałam obok siebie klakson i głos jakiegoś mężczyzny, więc odwróciłam się w jego kierunku.
Zobaczyłam przystojnego mulata w jasnozielonym, a może żółtym Dodge Challenger'ze. Miał zsunięty dach co sprawiało, że promienie słońca przez cały czas towarzyszyły mężczyźnie z blond pasemkami. Był umięśniony, a biorąc pod uwagę samochód prawdopodobnie miał kilka przewinień z mandatami za przekroczenie szybkości. Mój ojciec by mnie zabił, gdyby wiedział, że wsiadłam do tego auta.
- Jeśli chcesz robić za moją taksówkę to chętnie przyjmę propozycję. - odparłam szeroko się uśmiechając.
Zapakowałam swoją walizkę na tylne siedzenie, a sama wskoczyłam na miejsce pasażera. Dotknęłam tapicerki lekko się uśmiechając. Przyjrzałam się dokładnie, a gdy zobaczyłam panel sterowania od razu wiedziałam, że ma więcej niż kilka przewinień na koncie.
- Jestem Zayn Malik. - podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Jestem Faith Williams. - przedstawiłam się, a na jego ustach pokazał się mały grymas. - Tak, córka gliniarza. - dodałam z uśmiechem.
- Więc, gdzie podwieźć taką szychę? - spytał z cieniem uśmiechu. Prawdopodobnie rozbawiło go to, jak nazwałam swojego ojca.
- Mariposa Ave 600. - oznajmiłam opierając się o skórzane, białe siedzenia.
Miałam rację co do jednego, tajemniczo pomocny Zayn jeździł, jak zawodowiec z niesamowitą prędkością na liczniku. Patrzyłam, jak ludzie i budynki przelatują mi przed oczami. Czułam się dobrze i miałam plan, aby zostać już w Los Angeles na stałe. Z czystą premedytacją otworzyłam mu schowek i wygrzebałam jakiś zielony flamaster. Gdy zatrzymaliśmy się na mojej ulicy to wzięłam jego rękę i koślawymi cyferkami napisałam swój numer.
- Zadzwoń lub napisz, gdy będziesz się bardzo nudzić. - powiedziałam rzucając pisak do schowka, który szybko zamknęłam. Wysiadłam z samochodu i wzięłam swoją walizkę. - Dziękuję za podwiezienie. Może kiedyś kupię Ci za to kawę. - dodałam idąc już do bramy swojego domu.
Otwarłam furtkę i pomachałam Zayn'owi na pożegnanie. Potem zebrałam się w sobie na najlepszy promienny uśmiech i poszłam do brązowych drzwi pukając w nie głośno. Otworzył mi mój przyrodni brat od siedmiu boleści. W ręku miał paczkę chipsów i nadal wyglądał, jak nieokiełznane dziecko, które podobno ma już dwadzieścia sześć lat.
- Słuchaj młoda właśnie leci mi serial, więc nie kupię żadnych ciasteczek, czy co Ty tam sprzedajesz. - przywitał mnie chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem.
- Słuchaj stary właśnie leciałam z walizką z lotniska, bo ktoś zapomniał mnie odebrać, więc po prostu powiedz, gdzie jest mój ojciec Owen. - wtrąciłam się, a moja ręka uderzyła w ciemne drzwi, aby nie mógł ich zamknąć.
- Oh, świetnie to Ty. - prychnął odwracając się. Poszedł do salonu na nowo oglądając serial.
- Ciebie też miło widzieć Derek! - krzyknęłam za nim.
Westchnęłam biorąc swoją walizkę. Sama wytargałam ją na górę do mojego starego pokoju. Nadal pachniało tutaj bzem, a za oknem stało ogromne drzewo, które zasłaniało mi widok i promienie słońca. Meble nie zmieniły swojego położenia tak, jak ściany nadal były bordowo szare. Rzuciłam okiem na szarą torbę, ale w końcu machnęłam na nią tylko ręką. Będzie jeszcze dużo czasu, żeby się rozpakować.
- Derek! - zawołałam głośno  chcąc ubłagać tego człowieka o samochód. Zbiegłam ze schodów i skierowałam się do salonu. - Mogę wziąć twoje auto?
- Do końca Cię pogięło? - spytał patrząc na mnie wzrokiem, które mówiło, że chyba na prawdę zwariowałam, jeśli myślę, że się zgodzi.
- Proszę. - jęknęłam składając ręce do modlitwy. - Zrobię Ci jutro na śniadanie co tylko będziesz chciał. - dodałam mając nadzieję, że go przekupię.
- Szukaj przepisu na gofry, ofermo. - rzucił tylko odwracając się do ekranu telewizora.
- Tak. - ucieszyłam się zaciskając rękę w pięść w geście zwycięstwa.
Pobiegłam do garażu, gdzie stał bordowy Mustang. Ściągnęłam dach chcąc czuć się, jak wolny ptak, który nie ma żadnych ograniczeń. Gdy odpaliłam silnik to od razu dało się zauważyć, że był po tuningu. Jednak mój brat nie jest, aż takim dzieciakiem.
Z uśmiechem wytoczyłam się z podjazdu i wbijając piąty bieg ruszyłam do przodu starając sobie przypomnieć, jak to jest móc jeździć samochodem. Prawo jazdy miałam zrobione już przed pierwszą liceum i tylko czekałam, aż legalnie będę mogła jeździć samochodem. Odkąd pamiętam nie interesowałam się tańcem, śpiewem czy gimnastyką. Zawsze siedziałam godzinami z dziadkiem w garażu brudząc się smarem od stóp do czubka głowy.
Nagle usłyszałam za sobą wycie charakterystyczne dla policji. Spojrzałam do wstecznego lusterka, gdzie faktycznie był samochód władz. Zjechałam na pobocze klnąc pod nosem. Pierwsza przejażdżka i już wtopa. Mój przyrodni brat mnie chyba zabije.
- Witam. Dokumenty i prawo jazdy poproszę. - odpowiedział starszy pan w mundurze.
Miał wprawę w swojej robocie. Piękne oczy się tutaj na nic nie przydarzą, więc z tylnej kieszeni swoich krótkich spodenek wyjęłam potrzebne papierki i podałam je funkcjonariuszowi.
- Córka komendanta Williams'a? No pięknie. - prychnął pod nosem. - Zawieź tatusiowi mandat i następnym razem przestrzegaj wyznaczonej prędkości. - dodał wypisując mi jakiś świstek, a następnie podał mi go wraz z moimi dokumentami. Po prostu świetnie.
Uśmiechnęłam się sztucznie i odjechałam w stronę komendy głównej. Zaparkowałam na wolnym miejscu zajeżdżając komuś drogę, ale skarbie to jest Los Angeles. Kto pierwszy ten lepszy. Wysiadłam z samochodu i go zamknęłam upewniając się dwa razy.
Weszłam na posterunek obserwując, jak przy potężnych biurkach siedzą policjanci, a na przeciwko nich kilka osób. Oczywiście, że na mahoniowych blatach stała kawa w wysokich kubkach z kawiarni naprzeciwko. Na ławce oczekujących również siedzieli ludzie. Przez uchylone rolety na drzwiach Dwójka z nich była zakuta w kajdanki. Ignorując ciekawskie spojrzenia poszłam do biura mojego ojca. Przez uchylone, białe rolety na drzwiach widziałam, jak siedział na swoim brązowym fotelu, więc zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź weszłam do środka. Owen uniósł swoje brązowe oczy ponad papiery, które właśnie czytał.
- Faith? - spytał marszcząc brwi. - Miałaś być dopiero jutro. - dodał rzucając okiem na kalendarz, który stał koło naszego rodzinnego zdjęcia zrobionego trzy lata temu zanim nie wysłał mnie do prywatnej szkoły.
- Nie, miałam być dwudziestego drugiego czerwca. - odparłam zajmując fotel naprzeciwko niego. - Spokojnie poradziłam sobie. - dodałam ze sztucznym uśmiechem. Wyjęłam mandat i mu go podałam. - Twoi ludzie są nadgorliwi.
- A Ty znowu nie przestrzegasz przepisów. - westchnął czytając świstek.
- Przecież mnie znasz.
- Zapłacę to. - mruknął ignorując moją wypowiedź. - Miło Cię wreszcie widzieć.
- Jak uważasz. - wzruszyłam ramionami.
Jego zastępca, Chase Pierce wszedł do środka bez pukania, więc widziałam, jak mój ojciec zazgrzytał zębami. Nienawidził tego. Uważał, że pukanie do drzwi to pewna forma szacunku. Chase podszedł do biurka zostawiając mu papiery na biurku i wrócił się do drzwi, ale nagle się odwrócił.
- Złapaliśmy pana Tomlinsona, znowu. - westchnął pokazując palcem coś w papierach. - Wykroczenia te co zwykle. - oświadczył.
Mój ojciec ciężko westchnął i przetarł dłonią twarz. Był już zmęczony, a upał za oknem nie pomagał. Spojrzał na mnie i przeprosił, ale musi wracać do pracy. Oczywiście, że musi.
- Widzimy się w domu. - dodał, gdy wyszliśmy już z gabinetu. Weszliśmy na główny hol, gdzie byli wszyscy policjanci.
- Jak zwykle. - mruknęłam pod nosem.
- Zapraszam Tomlinson do gabinetu przesłuchań. - zwrócił się w kierunku mężczyzny, który był zakuty w kajdanki i siedział na ławce oczekujących. - Drogę już znasz. - westchnął ciężko.
Pan Tomlinson podniósł głowę, ale jego oczy nie patrzyły na mojego ojca, ale dokładnie obserwował moją osobę. Lubiłam prowokować nie tylko mojego rodzica, ale także innych ludzi, więc uśmiechnęłam się do niego i puściłam mu oczko. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, co zauważył komendant zwany także, jako mój szurnięty ojciec.
- Ruchy Tomlinson. - zarządził Owen podniesionym głosem.
Uznałam, więc że to odpowiedni czas, aby zmyć się z komisariatu. Wróciłam do domu, gdzie oddałam kluczyki swojemu bratu i razem z nim zaczęłam oglądać kreskówki. To był jedyny moment, kiedy sobie nie dogryzamy i mniej więcej się tolerujemy.
- Kim jest PanTomlinson? - spytałam, gdy napiłam się wody i zakręcałam zakrętkę na czubku butelki.
Byłam po prostu ciekawa. Wyglądał dosyć młodo. Może był w wieku Derek'a. Podobno był na komisariacie już dużo razy. Cóż musiał skoro już znał drogę do pokoju przesłuchań. Jednak byłam nim zainteresowana trochę bardziej niż powinnam.
- Niebezpieczny dupek. - odpowiedział mój brat. - Trzymaj się z daleka od tej szumowiny. - dodał, a ja obserwowałam go uważnie.
- Martwisz się? - spytałam uśmiechając się szeroko.
- Nie. Po prostu... - zaciął się nie wiedząc co dodać, więc miałam rację. Martwił się. - Żebym po prostu nie musiał potem mówić, a nie mówiłem.
- Oczywiście Derek. - prychnęłam pod nosem. - Oczywiście.
Do mojego brata zadzwonił telefon, a gdy spojrzał na ekran to od razu wstał i wyszedł do kuchni. Pewnie to jego kolejna laska, która nie zna słowa "nie". Cóż Derek mimo, że nie był najtaktowniejszy  to na pewno był przystojny. Natomiast ja dostałam wiadomość na telefon.
Nieznany: Dasz radę wyjść o dwudziestej drugiej z domu, księżniczko? Taksówkarz Zayn.
Fay: Nie wierzysz we mnie? Ałć. Czekaj koło mojego domu za rogiem. Fay.
Miałam jeszcze dużo czasu, więc gdy mój ojciec wrócił z pracy to odegrałam rolę idealnej córeczki, która nie będzie robić żadnych problemów, a jej życie jest tak spokojne i poukładane, że nawet w bibliotece jest więcej zamieszania. Derek zmył się w połowie kolacji, co było mi na rękę.
- Pyszna sałatka Lauro. - pochwaliłam kobietę nakładając więcej zieleniny. - Kim jest ten Tomlinson? - spytałam, w miarę moich możliwości obojętnym tonem głosu, zaraz po tym gdy odłożyłam półmisek na stół.
- Oh, dziękuję. - podziękowała kobieta z uprzejmym uśmiechem.
- Nawet nie próbuj się nim interesować. - ostrzegł mnie mój ojciec zdecydowanie za mocno krojąc pieczone mięso na talerzu. - Ten gówniarz ma poważną kartotekę, a i tak mi się dzisiaj wywinął z rąk. - dodał rzucając sztućce na stół. - Pieprzony Styles z pieprzoną kaucją. - mamrotał pod nosem.
Laura wyjęła z lodówki piwo, które podała Owen'owi.
Bądź jego służącą naiwna kobieto.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo miałam za godzinę spotkać się z Zayn'em, a on na pewno zna Tomlinson'a albo chociaż Styles'a.
- Najadłam się. - oznajmiłam odsuwając krzesło od stołu. - Było przepyszne.
Pobiegłam na górę do swojego pokoju, gdzie spędziłam czas na rozpakowywaniu swoich rzeczy z walizki. Nie powiem trochę mi to zajęło. Potem wzięłam szybki prysznic, aby nie śmierdzieć po całym dniu. Dodatkowo nie wiedziałam, gdzie pójdziemy, ale to Los Angeles i jest czerwiec, więc zawsze sprawdzą się krótkie spodenki i kusa bluzka sięgająca trochę ponad pępek. Włosy były trochę wilgotne, ale nie przeszkadzało mi to.
Zayn: Już czekam.
Wyszłam na balkon z którego przedostałam się na drzewo. Zeszłam ostrożnie po gałęziach. Wylądowałam na ziemi, a potem podbiegłam pod ogrodzenie na które się wspięłam i przeskoczyłam na drugą stronę nie idealnie lądując na chodniku. Ważne jest to, że nie złamałam kostki tak, jak w wieku czternastu lat.
Zayn zaparkował na krawężniku i tak, jak mówił, czekał na mnie. Wsiadłam na miejsce pasażera z uśmiechem. Mężczyzna ruszył robiąc ostry zakręt w przeciwną stronę od mojego domu. Prawdopodobnie jechaliśmy na obrzeża miasta, ale tego nie mogłam być pewna.
- Jestem pod wrażeniem. - przyznał po chwili odpalając papierosa. Podał mi paczkę, a ja się poczęstowałam.
- Dziękuję. - westchnęłam biorąc od niego zapalniczkę. - Nigdy nie wątp w kobietę Zayn. Ona zawsze Cię zaskoczy. - dodałam oddając mu ogień i wydmuchując dym.
- Może i masz rację. - wzruszył ramionami przy okazji chowając zapalniczkę do prawej kieszeni spodni. - Nie jesteś grzeczna, prawda? - spytał, gdy wyjechaliśmy na jedną z pobocznych dróg.
- Ja mam nadzieję, że nie jesteś gwałcicielem. - odezwałam się obserwując otoczenie w którym obecnie się znajdowaliśmy. - Jedziemy na nielegalne wyścigi. - oświadczyłam orientując się, że jesteśmy na starych magazynach, które były opuszczone odkąd pamiętam.
- Nie jestem. - zaśmiał się. - I owszem, zgadza się. Skąd wiedziałaś?
- Ostatni raz byłam tutaj trzy lata temu.
Nie odpowiedziałam nic tylko uśmiechnęłam się widząc, że gdy Zayn jechał to wszyscy zeszli z drogi. Mulat nie musiał nawet trąbić na tłum. Sami zsunęli się z jego trasy, jakby był królem. Podjechaliśmy do dwóch samochodów. Jednym z nich był bordowy Mustang mojego przyrodniego brata. Wiedziałam, że ten sukinsyn się ściga.
- To jest Niall. - pokazał palcem blondyna, gdy zgasił już samochód. - Jest komputerowcem. - wyjaśnił. Cóż nie domyśliłabym się, ponieważ tak zwany Niall nie wyglądał na mistrza kabelków. - Tak wiem. Nie wygląda na takiego.
Wysiedliśmy z samochodu. Obeszłam go i stanęłam obok Zayn'a. Wszystko wyglądało niesamowicie, a adrenalina od razu była wyczuwalna. Tłum ludzi stał koło nas czekając na emocje i kurz.
- Swojego przyrodniego brata już znasz. - zaśmiał się pokazując w stronę Derek'a, który gadał właśnie z jakąś blondyną, która jak przystała tradycja była prawie naga. - A to jest Kelly. - pokazał na brunetkę ubraną w dżinsowe spodenki i czarny podkoszulek na ramiączkach. - Jest naszym mechanikiem.
- Fajnie. - westchnęłam rozglądając się za mężczyzną z komisariatu. Miałam nadzieję, że skoro go zwolnili to będzie tutaj. Każdy szanujący się przestępca macza paluszki w nielegalnych wyścigach.
- Kogo szukasz?
- Cóż znam tylko jego nazwisko. - przyznałam szczerze.
- Może Ci pomogę. - wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Tomlinson, kojarzysz?
- Chciałbym nie kojarzyć. - spoważniał kiwając głową, żebym za nim poszła. Weszliśmy do jednego z magazynów w którym robiła coś Kelly. - Dzisiaj ściga się z Derek'iem. Przegrany oddaje samochód. Czekaliśmy na ten wyścig dobre dwa miesiące.
- Powiedz, że mój brat umie jeździć. - jęknęłam błagalnie. - Pokochałam tego Mustanga.
- Uwierz, że ja też. - odezwała się brunetka, która właśnie wycierała ręce ze smaru. - W ogóle się nie psuł, a teraz pójdzie na zmarnowanie do tego dupka, który rozwali ten biedny samochód od tak. Dla zasady.
- Jestem Faith Williams. - przedstawiłam się wyciągając dłoń. - Fay.
- Córka gliniarza. - uśmiechnęła się pod nosem. - Radzę zachować Ci swoje nazwisko dla siebie. Jestem Kelly, ale to już pewnie wygadała ci ta papla. - warknęła uderzając mulata ściereczką w brzuch. Nie podała mi ręki, więc schowałam swoją.
- Miałaś kiedyś styczność z takimi zabawkami? - spytała Kells pokazując ręką samochody i warsztat.
- Tak. - przytaknęłam. - Całe życie spędziłam w warsztacie z dziadkiem. Cóż można powiedzieć, że kilka lat temu ścigałam się dla zabawy ze znajomymi.
- Dzisiaj ścigałaś się z glinami Faith. - usłyszałam silny irlandzki akcent za plecami.
- Mówiłem Ci, że jest mózgowcem, ale nie wygląda. - zaśmiał się Zayn.
- To było wredne stary. - oburzył się blondyn podchodząc do jakiegoś odbiornika. - Gliny nic nie wiedzą jeszcze. Wyścigi powinny zacząć się za kilka minut. Radzę Ci znaleźć ładne miejsce laleczko. - zwrócił się do mnie i puścił mi oczko zanim wsiadł do jednego z samochodów.
- Faith? - usłyszałam głos swojego brata. - Co Ty tutaj robisz? Zayn to Ty ją przywiozłeś? - pytania sypały się cały czas. - Mówiłem Ci, że mojej siostry ma tutaj nie być. - warknął ostro w stronę Malik'a.
- Zaraz wyścig! - usłyszeliśmy głośny głos zniekształcony przez megafon.
- Wyluzuj! Nic jej nie będzie. - uspokajał go Zayn klepiąc po ramieniu. - Wygraj to mistrzu.
- Zabiję Cię kiedyś Malik, a Twoje jaja powieszę nad moim warsztatem. - warknął i pobiegł w stronę swojego Mustanga.
- Zayn! - usłyszeliśmy głośny krzyk jakiegoś mężczyzny.
- Co jest Leon? - spytał chłopak podchodząc do niego i przybijając braterską piątkę.
- Potrzebuję dziewczyny na środek. Nina się nie pojawiła. - rozpaczał chodząc w kółko. - A Ty to kto?
- Faith. W skrócie Fay. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, ponieważ tak łatwiej jest nawiązać znajomości, a ludzie uważają Cię za sympatyczniejszą osobę.
- Nadasz się. - zadecydował niejaki Leo. - Wychodzisz na środek. Wskazujesz na kierowcę z twojej lewej i pytasz się, czy jest gotowy. Jasne? - spytała, a ja pokiwałam twierdząco głową wszystko kodując. - Potem robisz to samo tylko wskazujesz na drugiego kierowcę. Na sam koniec podnosisz obydwie dłonie do góry, a potem energicznie machasz chustą w dół krzycząc start i licząc na to, że Cię nie przejadą.
- Jasne. - przytaknęłam.
- Leon, uważaj to siostra Derek'a. - ostrzegł go Zayn.
- Bez obrazy, ale Derek teraz ma na głowie Tomlinson'a. - uśmiechnął się słabo Leo biorąc mnie za rękę.
Pobiegliśmy szybko w stronę mety usypanej z czerwonych drobinek. Przyjaciel Zayn'a wcisnął mi do ręki flagę w czarno białą kratkę. Wyszłam na tor na drżących nogach i nieswoich szpilkach. Nawet nie wiem skąd Leon je wytrzasnął, a tym bardziej kiedy wepchnął mi je na nogi. Pominę już fakt, że były za małe co najmniej o dwa rozmiary.
Derek zacisnął mocno dłonie na kierownicy swojego Forda Mustanga. Natomiast Pan Tomlinson siedział w drugim samochodzie. Dokładniej w srebrnej wersji Chevroleta Camaro. Na pewno miał zrobiony tuning i możliwe, że nawet mógł mieć gdzieś jedną butlę nitro na specjalny przypadek.
- Gotowy? - spytałam najgłośniej, jak mogłam pokazując palcem wskazującym na mojego brata przyrodniego. Warkot maszyny był odpowiedzią potwierdzającą. - A ty jesteś gotowy? - powtórzyłam pytanie kierując rękę na samochód Pana Tomlinson'a, który powtórzył gest Derek'a. Uniosłam flagę wysoko do góry i zrobiłam do przodu dwa kroki. - Start! - krzyknęłam głośno opuszczając materiał w dół.
Pisk opon i warkot silników zostawił mnie w tyle wśród kurzu oraz drobnego pyłu. Zeszłam z toru i zdjęłam niewygodne buty wracając do swoich zwyczajnych czarnych trampek. Leon mi podziękował, a ja odpowiedziałam uśmiechem po czym, jak najszybciej wróciłam do warsztatu.
- Teraz módl się o tego idiotę. - westchnęła Kelly podając mi piwo, które przyjęłam, bo w końcu nie byłam tutaj samochodem. Zacznijmy od tego, że nie miałam samochodu, który bardzo by mi się przydał.
- Wiesz może coś o Tomlinson'ie? - spytałam mając nadzieję, że mi odpowie.
- Jesteś córką komendanta, który próbuje przyskrzynić go odkąd pamiętam. - zaśmiała się wrednie kręcąc przeciwko głową. - Mogę go nie cierpieć, ale swoich się nie wydaje bez powodu.
- Oh, to nie o to chodzi. - zaprzeczyłam szybko. - Jestem po prostu ciekawa. Był dzisiaj na komisariacie.
- W takim razie trzymaj się od niego najdalej, jak to możliwe. Już lepszy jest Styles. To prawa ręka Tomlinson'a. Powiedzmy, że są wspólnikami. - powiedziała upijając łyk jasnego piwa. - Jednak w dalszym ciągu nie wiesz tego ode mnie.
- Zgłoś się Kells. - usłyszałam głos w krótkofalówce. - Wracają już, a policja zaczyna naprawiać światła na drugim skrzyżowaniu. Zaraz będzie trzeba się zmywać.
- Przyjęłam. - oznajmiła brunetka i odłożyła szybko piwo na warsztat. - Chodź mała. Zwijamy się stąd. - dodała zamykając szybko magazyn na dwa klucze.
Poszłyśmy pod metę, gdzie samochody zbliżały się do mety. Dzieliła je nieduża odległość. Jednak tak, jak przypuszczałam Tomlinson miał nitro, którego użył, aby przegrana mojego brata była bardziej emocjonująca. Zatrzymał się efektownym driftem i z uśmiechem wysiadł ze swojego Chevroleta.
- Dbaj o niego, bo niedługo do mnie wróci. - wypluł Derek rzucając w stronę mężczyzny o brązowych włosach kluczyki do Mustanga.
- Chciałbyś Williams. - prychnął Tomlinson. - Tatuś Ci to załatwi. - dodał, a kilka osób zagwizdało z tłumu na tą zniewagę. Szczęka Derek'a mocno się zacisnęła.
- Mam na nazwisko Hale! - krzyknął wściekle mój brat i już zaczął iść w stronę Tomlinson'a z zaciśniętymi pięściami. Przedarłam się więc przez tłum i stanęłam przed mężczyzną, który zaraz dostałby w twarz.
- Uspokój się Derek. - poprosiłam go kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. - Chodź, jedziemy już.
- Twoja dziewczyna ma rację. - wypluł szyderczo mężczyzna zakładając ręce na klatce piersiowej.
- To moja siostra kretynie. - rzucił Derek przez ramię i od razu poszedł do samochodu przy którym stała Kelly. Poszłam w jego ślady. Jednak musiałam spojrzeć na wyraz twarzy tajemniczego gówniarza z kartoteką.
Nie odzywał się. Po prostu stał patrząc, jak wsiadam do samochodu Zayn'a. Przejechał swoją ręką po kości policzkowej najwyraźniej nad czymś myśląc. Malik odjechał najszybciej, jak umiał i miałam przypuszczenia, że to nie tylko z powodu pana Tomlinson'a, ale możliwe, że miał w tym udział patrol policji, którą mijaliśmy.
-  Tomlinson znowu wygrał. - oznajmił Zayn skręcając na główną drogę do miasta. - Oficjalnie jesteś jedną z nas - przegranym frajerem. Chociaż twój brat może mnie zabić zaraz za to, że Cię w to wplątałem. - dodał uśmiechając się pod nosem.
- Gdzie teraz jedziemy? - spytałam patrząc na Los Angeles w nocy. Był to jeden z lepszych widoków, które zapamiętałam w moim życiu. Bez wątpienia kochałam to miasto.
- Do warsztatu Derek'a.
- Świetnie. - mruknęłam pod nosem.
Chciałam wkurzyć ojca i zafundować mu trochę adrenaliny, a nielegalne wyścigi mogą być idealnym planem, aby podnieś mu ciśnienie. Wodzenie go za nos wraz z jego durnymi kolegami może być ciekawym zajęciem na te wakacyjne dni. Jednak na początek muszę załatwić sobie samochód.
- Zayn? - spytałam odwracając głowę w stronę bruneta, który kiwnął głową, abym mówiłam. Nie spuścił wzroku z ulicy. - Nauczysz mnie, jak się ścigać?
Mój osobisty kierowca gwałtownie zahamował i nie byłam do końca pewna, czy to moja prośba wywarła na nim takie wrażenie, czy nagła zmiana świateł na skrzyżowaniu. Spojrzał na mnie ostrym wzrokiem. Otworzył usta i je zamknął.
- Derek by mnie naprawę zabił. - stwierdził kręcąc przeciwko głową. - Wybacz Fay, ale...
- A co jeśli mój brat odzyskałby swojego Mustanga? - spytałam przekręcając się na fotelu w taki sposób, że siedziałam plecami do drzwi, a twarzą do mulata. - Proszę ZayZay. - błagałam go jeżdżąc ręką po jego ramieniu.
- Umiesz manipulować ludźmi. - westchnął. - Derek byłby dumny.
- W końcu jesteśmy rodziną. - uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go mocno, gdy ten na nowo ruszył samochodem naprzód.
Wjechaliśmy na parking przed niskim budynkiem z dużymi dwoma niebieskimi, metalowymi bramami. Zayn wyszedł ze swojego Dodgea Challengera i otworzył jedną z bram, aby następnie wjechać do środka. Pomieszczenie było większe niż się wydawało, a w środku stały cztery samochody. W pomieszczeniu obok widziałam przez szybę Kelly i mojego brata, który rzucał rzutkami w tarczę, a w drugiej dłoni miał piwo. Niall siedział za biurkiem przed laptopem.
- Idziemy. - rozkazał mój towarzysz idąc w kierunku pomieszczenia, które prawdopodobnie było ich biurem.
- Kurwa! - wrzask Derek'a nie zapowiadał niczego dobrego. - Pieprzony sukinsyn. - zawarczał rzucając kolejną rzutką, która trafiła w ścianę.
- Mówiłam Ci, żebyś nie włączał nitra za wcześnie i regulował biegi w lepszy sposób. - wtrąciła się Kelly, która została zgromiona spojrzeniem Hale'a.
- A co Ty tam robiłaś!? - krzyknął na mnie mój przyrodni brat. W jego oczach tańczyły wściekle iskrzące się promyczki, które mówiły, że był bardziej niż zły.
- Wspierałam Cię braciszku. - odpowiedziałam z uśmiechem klepiąc go po ramieniu. - A teraz mam plan, jak odzyskać Mustanga, więc zajmij swoje miejsce i się zamknij. - przeszłam obok niego szturchając go ramieniem.
Podeszłam do biurka i spojrzałam co robi Niall. Jednak nic nie zrozumiałam, więc podeszłam do białej tablicy i wzięłam czarnego markera do ręki. Na samym środku napisałam datę, która miała być początkiem lipca. Dodatkowo dopisałam imię Kelly, Niall i Zayn.
- Od kiedy się rządzisz? - warknął Derek.
- Od kiedy przegrałeś, a ja jestem córeczką gliniarza, która może na Ciebie nakablować. - uśmiechnęłam się zgryźliwie wiedząc, że przynajmniej mnie wysłucha.
- Mów. - powiedział Zayn widząc, że mój brat nie ma nic do dodania. Kiwnął głową w moją stronę dając mi prawo głosu.
- Za tydzień będę się ścigać z kimś z ekipy Tomlinson'a. - oznajmiłam patrząc na Derek'a. To jego głównie miałam przekonać. - Zayn nauczy mnie jeździć. Kelly dostosuje samochód najlepiej, jak może, a Niall wybierze najciekawszą trasę i zbierze informację o moim przeciwniku. Cały plan prowadzi do tego, że odzyskamy Mustanga.
- Michelle może załatwić części z Tokio. - oznajmiła Kelly po kilku minutach.
- To się może nawet udać. Nikt nie wie, jak ona jeździ. - przekonywał Niall mojego brata, który nadal patrzył na mnie z grymasem. - To nie wstyd, że ratuje Cię twoja młodsza siostrzyczka. - dodał złośliwie.
- Zamknij się. - wysyczał dwudziestosześcioletni mężczyzna. - Niech Ci będzie. Jutro złożymy wizytę Louis'owi. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Kto to Louis?
- Louis Tomlinson. - zaśmiał się Zayn, a ja zrobiłam oburzoną minę, bo skąd niby mogłam to wiedzieć.
- Módl się młoda, abyś ścigała się z Karlą, a nie Alishą. - podszedł do mnie Niall i  poklepał mnie po ramieniu. - Inaczej możemy się zobaczyć potem w szpitalu.
- Dzięki? - westchnęłam nie wiedząc co mogłabym odpowiedzieć.
- Faith! - krzyknął mój brat zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Jutro o szóstej chcę widzieć swoje gofry, a o siódmej jedziemy na małą przejażdżkę. - zakomunikował po czym wziął piwo i wyszedł z biura.
- Witaj w ekipie! - przywitałam mnie Kelly i serdecznie uścisnęła, a chwilę po tym to samo zrobił Niall. Malik przybił mi piątkę i poczochrał po włosach robiąc z nich nastroszone siano.
- Mówiłem, że się nada. - oznajmił dumnie Zayn wypinając swoją klatkę piersiową do przodu.
- Mógłbyś mnie odwieźć bohaterze do domu? - spytałam wywracając oczami z rozbawieniem.
Oczywiście, że mężczyzna się zgodził. Chwilę później mknęliśmy ulicami Los Angeles. Było już grubo po północy, więc miasto było prawie puste. Patrol policji był przyczajony na jednym ze skrzyżowań. Zastanawiałam się, czy tak wygląda ich życie cały czas.
- Ile masz właściwie lat?
- Dziewiętnaście. Cóż niedługo będzie dwadzieścia. - odpowiedziałam patrząc na mijane domy w których było zgaszone światło. - Wasze  życie tak wygląda cały czas? - spytałam przerzucając na niego mój wzrok.
- Mniej więcej tak. - stwierdził po chwili milczenia. - Żyjemy na swoich, nielegalnych papierach. Policja określa nas, jako wykolejonych gówniarzy z brakiem pomysłu na życie. - zaśmiał się smutno kręcąc głową na boki. - Ale to oni siedzą za biurkami i czekają na wypłatę, aby nadal żyć w cieniu.
Słuchałam go z zainteresowaniem, bo naprawdę podobał mi się jego niekonwencjonalny tok myślenia. Miałam podobne myśli, które nie wpisywały się w zwykłe, rutynowe, a wręcz schematyczne życie.
- A my robimy to, co robimy najlepiej. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?
- Jesteśmy wykolejonymi gówniarzami, którzy utrudniają im życie. - wzruszył ramionami z cieniem uśmiechu na ustach. - Jesteśmy nieobliczalni.
- Nieobliczalni. - wyszeptałam cicho pod nosem.
Do reszty podróży siedziałam cicho, a potem podziękowałam za udawanie mojego taksówkarza. Przeskoczyłam przez ogrodzenie i z trudem wspięłam się na drzewo z którego przeskoczyłam na balkon. Gdy położyłam się na łóżku nie miałam siły nawet ustawić budzika na szóstą rano. 

###
Cześć!
Startuję z czymś nowym i inspirowanym trochę na "Szybkich i Wściekłych", czyli nielegalne wyścigi, trochę nieudolna policja, kochany Zayn, uroczy Niall, przyrodni wredny brat, zagadka z przeszłości, Los Angeles wraz z Las Vegas oraz nie do końca dobra para niczym Romeo i Julia.
Wyraźcie swoją opinię w komentarzach. ;)
Kocham Was ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz