niedziela, 1 stycznia 2017

#1.

POV's Fay

Stałam zasypiając przy blacie kuchennym i czekałam na ostatnie gofry. Zapewne miałam cienie pod oczami, ale budzik zadzwonił mi piętnaście minut temu. Zdążyłam przebrać się w za dużą błękitną koszulkę i dresowe szare spodenki. Umyłam ubrudzoną patelnię, bo na początku miałam zamiar zrobić pancakes. Wytarłam naczynie ściereczką i już miałam zamiar odłożyć ją na swoje miejsce, ale usłyszałam kroki w przedpokoju.
Gdyby był to Derek to krzyczałby na cały dom, więc mocniej zacisnęłam ręce na rączce od patelni i stanęłam przy ścianie obok wejścia do kuchni. Modląc się, żebym nie spudłowała. Nawet przeżegnałam się dwa razy dla pewności.
- Co tak pachnie? - usłyszałam nieznajomy głos, a kroki były coraz bliżej.
Uniosłam oczy ku niebu, a gdy zobaczyłam, że czarnoskóry mężczyzna pojawił się w pomieszczeniu to z całej siły walnęłam go w tył głowy. Nieznajomy zsunął się na brązowe, drewniane panele. Nachyliłam się lekko nad posturą obcego człowieka przyglądając mu się uważnie.
- Derek! - krzyknęłam głośno. - Chyba kogoś zabiłam! - dodałam szturchając patelnią głowę mężczyzny.
- Co ty pierdolisz? - usłyszałam głos mojego brata, który w szybkim tempie zbiegał po schodach. Stanął w progu kuchni i zaniemówił. - Przynieś mi łopatę. Muszę posadzić kolejne róże w ogrodzie. - westchnął robiąc solidny krok ponad mężczyzną.
Usiadł przy stole i wziął jednego gofra na którego nałożył trochę bitej śmietany z aerozola. Dodatkowo wziął syrop klonowy i polał nim całego gofra. Spojrzałam na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
- Chyba sobie kpisz. - fuknęłam.
- Terry przeżył gorsze rzeczy, niż nastolatkę z patelnią. - wzruszył ramionami. - Wyliże się. - dodał biorąc gryz gofra.
- Jesteś okropny.  - oświadczyłam siadając przy nim.
Odłożyłam patelnię na blat i patrzyłam na mężczyznę, który nadal się nie ruszał. Zabrałam mu z talerza jednego gofra, którego przyozdobiłam podobnie, jak mój brat. Nie wyszło mi to nawet najgorzej biorąc pod uwagę moje możliwości kulinarne. Co prawda robiłam wszystko według przepisu z internetu, ale Derek powinien być mi niesamowicie wdzięczny.
- Lepiej, żeby się ocknął w końcu. Terry często jest nieokiełznany, ale bardzo przydatny. - oznajmił mi mój brat beznamiętnie, ale w tym czasie tak zwany Terry się poruszył i stęknął.
- Moja głowa. - jęknął chwytając się za wyżej wymienioną część ciała.
- Mogę dać Ci gofra na przeprosiny. - zaproponowałam skupiając uwagę mężczyzny na mojej osobie.
- A Ty dziewczynko to ... ? - spytał siadając na podłodze.
- Faith Williams. - przedstawiłam się z uśmiechem.
- Możesz też na nią mówić, jako dziewczynka, która przyłożyła Ci patelnią. - zaśmiał się Derek. - Mów co masz Terry. - dodał podchodząc do niego i pomagając mu wstać.
- Tomlinson jeszcze nie rozwalił twojego samochodu. - oznajmił Terry. - Prawdopodobnie zrobi to jutro na Górze Zguby. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi na tą całkowicie śmieszną nazwę.
- Chce go zatopić? - spytał z nie do wierzeniem mój przyrodni brat. - Idiota. - prychnął pod nosem.
- Góra Zguby, serio? - zaśmiałam się nie mogąc powstrzymać się od wypowiedzenia tego na głos. - Kto nadał taką żenującą nazwę biednej górze? - dodałam nadal uśmiechając się z głupoty tego człowieka.
- Ja. - odpowiedział Derek, a ja od razu zamilkłam chociaż prawie płakałam ze śmiechu.
- Oh. - uformowałam usta w perfekcyjny okrąg. - Wybacz.
- Idź się ogarnij, bo zaraz wyjeżdżamy. - oznajmił Derek i machnął tylko na mnie dłonią.
Wzruszyłam ramionami i z niedokończonym gofrem poszłam do łazienki, gdzie odkręciłam wodę pod prysznicem. Dokończyłam jedzenie po czym rozebrałam się do naga wrzucając bieliznę do kosza na pranie. Weszłam pod strumień wody chcąc , jak najszybciej się umyć. Nie lubiłam marnować czasu z rana, dlatego zawsze kąpałam się wieczorem, jednak prawdopodobnie zmienię ten nawyk.
Wyszłam owinięta ręcznikiem i poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam bieliznę oraz ogrodniczki, a do tego zwykły biały podkoszulek. Prawa szelka specjalnie była nie zapięta. Nie zamierzałam suszyć włosów, jak zwykle. Na nogi nałożyłam stopki, a potem najzwyczajniejsze sportowe buty. Włożyłam telefon do tylnej kieszeni ogrodniczek i zbiegłam na dół, gdzie czekałam na Derek'a dobre piętnaście minut, ale nie narzekałam. Zdążyłam wypić szklankę soku pomarańczowego i obejrzeć Tom'a i Jerry'ego.
Wyszliśmy z domu. Sprawdziłam dwa razy, czy aby na pewno zamknęliśmy drzwi, a potem czekaliśmy na chodniku na Zayn'a, który przyjechał z minimalnym spóźnieniem. Zajęłam miejsce na przodzie i przywitałam się z kierowcą uściskiem. To samo zrobił mój brat po za faktem, że przybił męską piątkę.
- Gdzie jedziemy? - spytałam patrząc na Malik'a, który palił papierosa, a na swoich oczach ma czarne Raybany.
- Derek przedstaw jej plan dnia. - oznajmił Zayn zdejmując lekko okulary przeciwsłoneczne z nosa. Spojrzał na mojego przyrodniego brata wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może kawę do tego? - prychnął Hale wywracając oczami.
- Poproszę. - uśmiechnął się kpiąco Zayn nasuwając z powrotem wskazującym palcem na nos okulary.
- Idiota. - prychnął mężczyzna uderzając swojego przyjaciela ręką w tył głowy. - Na początku jedziemy na magazyny, gdzie pojeździsz. Potem nauka driftów. Dwie godziny w warsztacie, bo inaczej Kelly nas zabije. Założysz podsłuch w biurze swojego ojca z Niall'em. Na koniec tego ekscytującego dnia złożymy wizytę Tomlinson'owi. Oh i wystartujesz w pierwszych wyścigach, które odbywają się poza miastem.
- Wyścigi? Tak szybko? - spytałam odwracając się przez ramię w stronę naszej sekretarki. Powiedzieć, że trochę panikuję to kłamstwo. Bardzo spanikowałam.
- Musisz mieć własny samochód. - odpowiedział Derek przeciągając się na tylnym siedzeniu.
- A co jeśli przegram?
- Na wyścigi i tak pojedziemy, ale zobaczymy czy wystartujesz. - uspokoił mnie Zayn przyspieszając przed światłami. Przejechał na czerwonym, ale nie przejął się tym zbytnio.
- Okej, a czemu dopiero teraz chcecie założyć podsłuch w biurze mojego ojca? - zmarszczyłam czoło i brwi nie rozumiejąc tego. - Przecież Derek mógłby to załatwić bez problemu już dawno temu.
- Uznajmy, że z twoim ojcem nie mogę mieć nic wspólnego. - mruknął mój przyrodni brat z tylnego siedzenia. Spojrzałam  na niego w lusterku. Miał rozłożone ramiona, a jego twarz była odchylona w stronę nieba i chwytała promienie słońca.
- Wiele się nie zmieniło przez cztery lat. - mruknęłam pod nosem do siebie.
Odwróciłam głowę w stronę budynków, które mijaliśmy. Ludzie wydawali się być tacy zapracowani. Każdy gdzieś biegł. Nie zwracał uwagi na innych. Zależało im tylko na tym, aby zdążyć do pracy i przeżyć kolejny dzień w swoim kalendarzu. Nie chciałam tak żyć. Nie chciałam być schematyczna.
Zayn podjechał na te same magazyny co wczoraj. Wysiedliśmy wszyscy z samochodu. Mulat z niepewnością wypisaną na twarzy drżącymi dłońmi podał mi kluczyki do jasnozielonego Dodgea. Jak go rozbiję to przynajmniej będzie mógł mieć jakiś ładniejszy kolor samochodu.
- Pokaż na co Cię stać mała. - rzucił rozkazująco Derek. Szefujący brat. - Spokojnie stary przynajmniej się już ścigała. - dodał pocieszająco w stronę prawie płaczącego Zayn'a. Poklepał go po plecach w ramach wsparcia.
- Czemu to akurat moim samochodem ją szkolimy? - spytał z wyrzutem Malik.
- Dzięki. - prychnęłam pod nosem podrzucając kluczyki w dłoni.
Wsiadłam do samochodu na miejsce kierowcy. Jeździłaś już Faith przecież nie będzie źle. Odpaliłam silnik. Nogę trzymałam na sprzęgle i hamulcu, a po chwili już tylko na środkowym pedale. Ułożyłam wygodnie dłonie na kierownicy i zacisnęłam je kilka razy.
- Oh, pieprzyć to. - powiedziałam sama do siebie po czym nacisnęłam gaz i wbiłam szybszy bieg.
Obracałam szybko kierownicą przy kolejnych kontenerach starając się zmieścić pomiędzy uliczkami ustawionymi z magazynów. Przyspieszyłam jeszcze trochę widząc koniec drogi. Zaciągnęłam ręczny hamulec specjalnie zarzucając samochodem w taki sposób, aby się obrócił. Następnie opuściłam wajchę i ruszyłam naprzód w drogę powrotną.
Widząc na mecie mojego brata wcisnęłam pedał gazu jeszcze mocniej. Starałam się panować nad pojazdem i nie spuszczać wzroku z drogi. Dasz radę Faith. Jesteś już blisko. Niestety wjechałam na dziurę i samochód niebezpiecznie podskoczył. Zarzuciło mną trochą, ale przejechałam obok Derek'a i zrobiłam niesamowity drift na koniec chcąc wyjść z twarzą, ponieważ prawie urwałam zawieszenie Zayn'owi.
- Jak myślisz Derek? - spytał Malik zapewne dziękując Bogu, że jego samochód jest w całości.
Oddałam mu kluczyki i stanęłam obok nich. Chciałam się dowiedzieć, jak mi poszło. Derek zamyślił się patrząc w ziemię, a Zayn mnie przytulił.
- Nie było źle. Trzeba poprawić panowanie nad pojazdem i wyskoki znad powierzchni. Oh no i radziłbym zaprzestanie driftów na koniec wyścigu. - powiedział i poszedł do samochodu Zayn'a. Wskoczył na tył.
- Czemu nie mogę robić driftu na koniec wyścigu? - spytałam marszcząc brwi.
- To znak firmowy Tomlinson'a. - uśmiechnął się z pobłażliwym uśmiechem. - Chodź mała. Prawdopodobnie szykujemy się dzisiaj na wyścigi, bo droga tam jest asfaltowa, więc powinnaś sobie poradzić.
Poszliśmy w kierunku samochodu Zayn'a. Mulat rzucił mi kluczyki, które niezdarnie złapałam. Wsiadłam na miejsce kierowcy i czekałam na kolejne polecenia. Jednak Derek zawzięcie milczał.
- To co następne? - spytałam przeciągając dwa pierwsze słówka.
- Drifty. - oświadczył Derek. - Pokaż, jak to robisz tutaj, bo wychodzą Ci dobrze.
- Z pewnością jest dużo kurzu. - poskarżył się Zayn otrzepując swój podkoszulek.
- Panienka. - prychnęłam pokazując mu język.
- Ranisz.
- Do roboty. - wtrącił się mój brat, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Ruszyłam do przodu nabierając, jak największej prędkości w najkrótszym czasie, jak to tylko możliwe. Weszłam w zakręt i nacisnęłam pedał gazu co spowodowało szybkie zarzucenie tyłem samochodu. Zawróciłam i na nowo ruszyłam przed siebie.
- Jest nieźle. - przyznał Derek.
- Wow, dzięki. - wywróciłam oczami nie mogą się powstrzymać. - Jedziemy teraz do warsztatu, prawda?  - spytałam wyjeżdżając z magazynów.
- Tak. - westchnął Zayn. - I tak już jesteśmy spóźnieni. - dodał wiercąc się na miejscu pasażera. Bał się o swój samochód. Cóż nie zdziwiłam się tym zbytnio.
Jadać ulicami Los Angeles nie oszczędzałam, ani na szybkości, ani na przepisach drogowych, które i bez tego przeważnie ignoruję albo nie pamiętam co dany znak drogowy oznacza. Jednak od zawsze pamiętam policyjne światła i wycie syreny.
- Kurwa, znowu? - jęknęłam zwalniając.
- Nie zwalniaj. - ostrzegł mnie mój brat. - Spróbuj ich zgubić. - dodał, a ja przerażona spojrzałam na niego w lusterku.
- To na pewno dobry pomysł? - spytałam przyspieszając.
Byłam zdenerwowana i bałam się, że stracę kontrolę nad samochodem. Derek skinął potwierdzająco głową, więc gdy zobaczyłam pierwsze skrzyżowanie to gwałtownie skręciłam na główną drogę, gdzie powinien być większy ruch. Wymijałam sprawnie samochody chcąc, jak najdalej oddalić się od ogona.
- Kurwa. To Pierce. - wymamrotał mój brat odwracając głowę do tyłu.
- Zadzwoń do Kelly, żeby był otwarty garaż. - oznajmiłam. - Zayn nawiguj mnie do warsztatu. - dodałam skręcając w lewo na czerwonym świetle. Ojciec mnie zabije, jeśli już w drugi dzień przyniosę mu kolejny mandat.
- Załatwione, Kells otworzyła bramę. - powiadomił nas Derek.
- Teraz prosto i na drugim skrzyżowaniu w lewo. - powiedział Zayn trzymając się tapicerki. Chyba bał się o swój samochód. - Powie mi ktoś czemu tak często patrolują Los Angeles ostatnio?
- Niall się tego dzisiaj dowie. - westchnął Hale, a ja w tym momencie zauważyłam drugie skrzyżowanie o którym mówił Zayn, więc znowu skręciłam tym razem było zielone światło.
Wjechałam przez bramę do garażu. Derek wyskoczył z samochodu i szybko opuścił ją w dół. Poczekaliśmy chwilę, aż przejechał samochód policji, a ja odetchnęłam z ulgą opierając się plecami o fotel. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ponieważ czułam, jak moje serce wystukuje równy, szybki rytm. Czułam, że żyję i podobało mi się to.
- Poradzisz sobie na tych wyścigach. - oświadczył Derek. - Test zdałaś. - dodał, a ja zdekoncentrowana nie wiedziałam o co właśnie chodzi. - Ucieczka przed innym samochodem to najlepszy trening.
- Oh. - wymsknęło mi się tylko z ust.
- Słyszałam, że umiesz naprawiać samochody, więc łap i pomóż mi. - powiedziała z uśmiechem Kelly i rzuciła w moją stronę klucz francuski, który złapałam.
Przez ponad dwie godziny razem z Kelly robiłyśmy przy zawieszeniu Zayn'a. Leżałyśmy na czerwonych wózkach, które były niziutkie i idealnie wjeżdżały pod samochód.  Okazało się, że trzeba zamówić jedną nową sprężynę, która zardzewiała nie do końca wiadomo jakim cudem. Dziewczyna okazała się być ode mnie troszeczkę starsza, ale była bardzo miła, jak dla córki gliniarza.
- Jesteście wielkie. - przyznał Zayn jedząc chrupki, które kupił w sklepie na przeciwko.
- Możesz nim jeździć, ale uważaj na wszelkie wyboje. Sprężyna przyjdzie za jakieś trzy dni. - oznajmiła Montgomery wycierając ręce w szmatkę.
Moja koszulka była cała brudna, więc podskoczyłam do domu, gdzie się przebrałam i przygotowałam też osobne rzeczy na wyścig. Dodatkowo umyłam swoją twarz i ręce, abym nie wyglądała, jak dziecko z kopalni. Rozczesałam włosy szczotką i na nowo mogłam jechać tym razem niczym nie wyróżniającym się rodzinnym SUV'em marki Opel.
Niall kierował spokojnie bez zbytnych ekscesów. Zatrzymał się pod komisariatem. Wytłumaczył mi, że muszę umieścić to w jakimś dyskretnym najlepiej niesprzątanym miejscu i życzył mi powodzenia. Problem był taki, że miałam trzy podsłuchy i miałam je ulokować w trzech różnych miejscach.
Tak, jak zwykle weszłam na główny hol. Zerknęłam na ławkę oczekujących, ale nie było Pana Tomlinson'a. Czego mogłam się spodziewać. Przecież nikt nie byłby na tyle głupi, żeby dać złapać się dwa razy pod rząd.
- Nie mów, że znowu dostałaś mandat. - usłyszałam głos komendanta, który był moim ojcem. Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Po prostu się stęskniłam. - skłamałam tak łatwo.
- Poczekaj na mnie w biurze. - westchnął odbierając od policjantki jakieś teczki. Wskazał dłonią drzwi od swojego gabinetu, więc zrobiłam tak, jak chciał.
Od razu zamknęłam za sobą drewnianą powłokę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Każde miejsce wydawało mi się banalne, aż nie zatrzymałam wzroku na godle państwa, które w najlepsze wisiało nad biurkiem. Wyjęłam z bluzy czarne kółeczko. Nie wiele myśląc stanęłam na kręconym fotelu i przykleiłam to dziadostwo pod spodem.
Zeskoczyłam z fotela prawie się zabijając, ale z uśmiechem, że chociaż jedną rzecz mam z głowy. Jeszcze dwie. Wyszłam z gabinetu i podeszłam do jednego z biurek za którym siedział jakiś grubszy policjant, który prawdopodobnie był przepracowany i zestresowany, co stwierdziłam po jego zapoconej granatowej koszuli.
- Przepraszam bardzo, ale gdzie znajdę komendanta Williams'a? - spytałam najgrzeczniej, jak umiałam.
Uderzyłam biodrem w kalendarz i jakieś zdjęcie, które spały na podłogę. Od razu schyliłam się i pod obrotowy fotel przykleiłam drugą pluskwę. Podniosłam rzeczy, które zrzuciłam i odłożyłam je na swoje miejsce. Niall powinien mi wręczyć jakiś pieprzony order za tą robotę.
- Powinien być w pokoju przesłuchań. - odpowiedział, a na moje usta wpłynął uśmiech, bo to bardzo ułatwiło mi życie.
- Dziękuję.
Od razu ruszyłam korytarzem w głąb budynku, aby trafić do tego legendarnego pokoju dla złych osób. Ojciec w dzieciństwie straszył mnie, że jeśli będę niegrzeczna to skończę w tym pokoju. Pamiętam, jak wtedy się bałam i obiecywałam, że będę sprzątać po sobie zabawki, których ostatecznie i tak nie sprzątałam. Zawsze roznosiłam je po całym domu.
Zapukałam w drzwi i weszłam bez pozwolenia, ponieważ inaczej by mnie nie wpuścili. Przybrałam zmartwioną minę i z westchnięciem podeszłam do mojego ojca, który był w tym momencie zdezorientowany. Obok niego stał młody mężczyzna w mundurze i na pewno nie był to jego zastępca Pierce.
- Co się znowu stało? - spytał mój ojciec wznosząc oczy ku niebiosom.
- Umówiłam się ze znajomym i nie mam pieniędzy. - powiedziałam ze skruchą. - Mógłbyś mi trochę pożyczyć? - spytałam z nadzieją w głosie.
Ojciec zaczął grzebać po kieszeniach, a ja podeszłam do stolika przy którym siedziała dziewczyna bardzo skąpo ubrana. Obróciłam się tyłem w stronę weneckiego lustra i pod stolik przykleiłam ostatni czarny krążek. Lepszego miejsca tutaj nie znajdę.
- Masz. - wcisnął mi do dłoni papierowy banknot o dużym nominale.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko. - Widzimy się w domu.
Jak najszybciej zmyłam się z komisariatu, a gdy tylko wyszłam na pole to schowałam pieniądze do tylnej kieszeni swoich jasnych spodenek. Zdjęłam też z siebie bluzę, która była za duża i na taką pogodę zupełnie nie potrzebna.
Wróciłam do niepodejrzanego SUV'a i usiadłam na miejscu pasażera z uśmiechem. Niall coś sprawdzał na laptopie, którego chyba zawsze miał pod ręką.
- Dobrze się spisałaś. - pochwalił mnie, a ja poczułam się doceniona. - Wszędzie słychać idealnie, a teraz miejmy nadzieję na to, że pluskwy zostaną jak najdłużej na swoim obecnym miejscu.
- Świetnie. - mruknęłam przeciągając się. - Jedźmy gdzieś coś zjeść, bo umieram. - zajęczałam chwytając się za brzuch, który mi zaburczał.
- W sumie możemy. Jest szesnasta. O dwudziestej masz z Derek'iem, Zayn'em i Kelly pojechać do Tomlinson'a. Natomiast o dwudziestej pierwszej widzimy się pod Hollywood. - przedstawił mi pozostałą część dnia.
- Gdzie mieszka Pan Tomlinson? - spytałam opierając się wygodniej o siedzenie.
-  W luksusowej dzielnicy Sky Hill. Na samej górze
- To niedorzeczne. - prychnęłam pod nosem. Oczywiście, że Pan Tajemniczy i Niebezpieczny Tomlinson mieszka sobie w dzielnicy oddalonej zaledwie dziesięć minut pieszo od mojego domu.
- To co chcesz zjeść? - spytał Niall śmiejąc się pod nosem. Jemu też chyba chciało się jeść, a przynajmniej tak twierdził jego burczący brzuch.
- Ty wybierzesz. - zadecydowałam nie mogąc się skupić.
- Hamburgery u Danny'ego zawsze są dobre. - mruknął pod nosem i ruszył do restauracji, której tylko on znał położenie.
Naprawdę żałowałam, że nie było mnie tutaj tyle lat. Trzy lata zmarnowane na drugim końcu świata w jakiejś marnej szkole. Tyle się zmieniło, a teraz nawet nie wiem co, gdzie jest. To trochę smutne. Jednak przynajmniej znajomi brata zapewnili mi niezłą rozrywkę już pierwszego dnia.
Piętnaście minut później siedzieliśmy przy okrągłym drewnianym stoliku na kanapach obitych czerwoną trochę tandetną podróbką skóry. Atmosfera była miła, a ja mogłam poczuć się, jak w filmie z lat osiemdziesiątych.  Serwety w czerwono białą kratę leżały na stolikach. Przy blacie stała kelnerka, która co chwilę albo coś podawała, albo czyściła białą chusteczką. Wysokie taborety stały przy ladzie i czekały na klientów. Starszy pan siedział w kącie lokalu i palił papierosa. Przed nim stał talerz z frytkami, a w dłoniach miał gazetę.
- Ładnie tutaj. - przyznałam, gdy złożyliśmy już swoje zamówienia.
- Kocham tą restaurację odkąd przybyłem do Stanów. - uśmiechnął się Niall. - W pierwszy dzień mojego pobytu trafiłem na twojego brata, który tutaj mnie przywiózł, jak to ujął na dobre żarcie, którego nie pożałuję. Cóż miał rację.
- Czasami Derek ma rację. To fakt. - uniosłam jeden kącik ust do góry.
- Powiedz mi, gdzie się podziewałaś przez kilka lat? - spytał Horan rozglądając się po pomieszczeniu. - Nic nie mogłem znaleźć w twojej bazie danych.
- Niezły żart. - zaśmiałam się patrząc na blondyna. Jednak widząc jego minę przestałam. - Oh, Ty nie żartujesz. Przerażasz mnie Niall.
- Więc? - ponaglił pokazując gest młynka ręką.
- Byłam w szkole z internatem dla młodych dam w Anglii. - odpowiedziałam. - Trzy lata zmarnowanego życia. - dodałam wzruszając ramionami.
Kelnerka przyniosła nam nasze truskawkowe koktajle z różowymi słomkami. Wzięłam go do rąk i upiłam łyk. Jednak Niall nadal wpatrywał się we mnie swoimi przerażająco niebieskimi oczami, które chciały dowiedzieć się czegoś jeszcze.
- Rozbiłam samochód swojego ojca, gdy miałam szesnaście lat. To był radiowóz. - wytłumaczyłam lekko się uśmiechając, gdy przypomniałam sobie widok policyjnego wozu w płocie sąsiadów. - Wysłał mnie do jakiegoś małego miasteczka pod Londynem. Uważał, że się buntuję po śmierci mojej matki.
- Było tak? - spytał widocznie zaciekawiony Niall.
- Bzdura. - oburzyłam się. - Po prostu chciałam pojeździć sama w nocy. To zawsze mnie odprężało, aż nagle na drogę wyskoczył mi jakiś chłopak. Nie chciałam go potrącić, więc poświęciłam płot sąsiadów. No i radiowóz też.
Niall zaniósł się głośnym śmiechem, więc nawet staruszek w kącie zwrócił na nas uwagę. Kelnerka podała nam nasze pełne zamówienia, a chłopak gdy tylko zobaczył jedzenie to zamilkł i je zaatakował. Cóż co się mu mogłam dziwić skoro zrobiłam dokładnie to samo.
- Jak było w tej szkole?
- Wyższa szkoła katolicka kształcenia młodych umysłów dam, imienia Jane Austen. - wypowiedziałam pełną nazwę nieźle popieprzonej placówki. - Najgorsza szkoła w jakiej się uczyłam. Jednak dobrze zdałam testy, dostałam dyplom i ukończyłam swoją edukację na razie.
- Chcesz iść na studia? - mruknął niewyraźnie blondyn.
- Jeszcze nie wiem. - przyznałam wzruszając ramionami. - A co z Tobą, panie Szalony Komputerek?
- Dla mnie jest trochę za późno. - westchnął chcąc się wymigać od odpowiedzi.
- Nie rozśmieszaj mnie Niall. Ile Ty masz lat?
- Dwadzieścia jeden. - odpowiedział cicho spuszczając wzrok na hamburgera.
- No właśnie. - uśmiechnęłam się chcąc dodać mu wiary w siebie.
Resztę naszego posiłku spędziliśmy przy piosenkach z lat siedemdziesiątych, a może osiemdziesiątych i naszych słabych żartach, które były tak beznadziejne, że kelnerka słysząc jeden z nich upuściła dzbanek z kawą, który na szczęście się nie rozbił. Przez te minuty spędzone z Niall'em czułam się niesamowicie dobrze. Chłopak miał taką energię, której wielu mogłoby pozazdrościć. Jednak, gdy miał pracę to stawał się oschły i obojętny dopóki nie ukończy zadania. Zauważyłam to już pierwszego dnia.
Wróciliśmy do warsztatu, gdzie Kelly pracowała przy jakimś samochodzie, który dopiero co doszedł do garażu. Zayn palił papierosa siedząc na biurku i przyglądając się co robi dziewczyna. Derek był w pokoju obok, gdzie był jego gabinet. Czytał jakieś faktury.
- Gdzie wy byliście? - zawył Zayn zeskakując z blatu biurka. - Nudziłem się bez Was.
- Trzeba było pomóc leniu. - fuknęła Kelly uderzając w niego szmatką w którą wytarła dłonie.
- Ała. Zniszczyłbym sobie fryzurę kobieto. - powiedział oburzony chłopak na co dziewczyna wywróciła oczami. - Mam dzisiaj ważne spotkanie.
- Jedliśmy. - odpowiedziałam śmiejąc się z ich wymian zdań. Kelly zawsze go bije szmatką.
- Dobra młoda. Jest już osiemnasta. Niall powiedział Ci już resztę Twojego ściśle zaplanowanego dnia?
- Tak. - westchnęłam. - Chce ktoś coś ze sklepu? - spytałam mając zamiar przejść się na przeciwko do spożywczaka.
- Kup mi gumy do żucia, młoda. - odezwał się Zayn i zniknął w gabinecie Derek'a.
- A mi coś do picia i jakąś bułkę, bo umieram z głodu! - krzyknęłam Kelly spod samochodu.
- Tak jest. - odezwałam się salutując.
Przebiegłam na drugą stronę ulicy i kupiłam potrzebne artykuły spożywcze. Dla siebie wzięłam papierosy, których nie chcieli mi sprzedać. Więc pokazałam swoje prawo jazdy. Przechodząc z powrotem prawie wpadłam pod samochód, który tylko głośno na mnie zatrąbił.
- Uważaj lalka! - usłyszałam krzyk mężczyzny za sobą.
- Zapamiętam! - odkrzyknęłam odwracając się przez ramię. Mężczyzna w długich włosach przewrócił tylko oczami i popędził przed siebie.
Podałam zakupy Kelly i Zayn'owi, a sama usiadłam na ławce przed garażem i zapaliłam papierosa obserwując przejeżdżające samochody. Patrzyłam, jak słońce zachodzi w dół i niebo robi się fioletowoczerwone. Ptaki latały po niebie, a ja czułam się dobrze właśnie tutaj gdzie jestem teraz. Naprawdę brakowało mi Los Angeles.
- Palisz? – spytała Kelly siadając obok mnie na prowizorycznej ławce. Wyciągnęła przed siebie nogi i lekko się przeciągnęła powodując strzyknięcie kręgów w szyi. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i wyżej uniosłam papierosa. – Cóż Derek kazał przekazać Ci, że masz wrócić do domu na kolację.
- A on?
- Zgaduję, że podjedziemy pod Ciebie o dwudziestej. – odpowiedziała wzruszając lekko ramionami. – Oh przygotowałam dla Ciebie mój samochód na wyścigi. – dodała wstając ławki, a ja zrobiłam to samo.
Poszłam za nią do garażu, a Kelly ściągnęła białą płachtę pod którą ukrywał się czarny Mustang Shelby. Był cudowny i prawdopodobnie niedawno kupiony. Dziewczyna otworzyła drzwi od strony kierowcy i zapaliła silnik.
- Boże, chodzi jak marzenie! – powiedziałam podekscytowana. – Ale co jeśli go przegram?
- Spokojnie. Będziesz startować w wyścigu jeden na jednego. Prosta droga. Tutaj. – wskazała na środek kierownicy na mały guziczek. – Jest nitro. Wciśniesz i prawdopodobnie wygrasz bez zbędnych problemów.
- Dziękuję. – przytuliłam Kelly, gdy tylko wysiadła z samochodu.
- Dobra młoda. – poklepała mnie dłonią po plecach. – Zayn Cię odwiezie. – dodałam kiwając głową w kierunku mulata, który właśnie wyszedł z gabinetu mojego przyrodniego brata zachowującego się, jak szef szefów.
- Okej. – zgodziłam się od razu i pobiegłam do Dodgea Chalengera wskakując na przednie siedzenie.
Oparłam głowę na dłoni zwiniętej w piąstkę. Jak zwykle obserwowałam zmieniający się obraz. Większość ludzi wracało do domów lub szło do klubów, aby się zabawić ewentualnie odpocząć po męczącym dniu w pracy.
Zayn zatrzymał się przed moim domem i krzyknął za mną, że mam być gotowa o ósmej wieczorem. Miałam teraz jakąś godzinę, aby usiąść przy jednym stole z ojcem i Laurą. Gdy weszłam do domu to od razu poszłam do kuchni skąd wzięłam talerze i rozłożyłam je na stole w jadalni, która łączyła się z salonem, jak i miejscem przygotowywania posiłków.
Zajęłam swoje standardowe miejsce i po odmówionej modlitwie wzięłam się za dzisiejszą specjalność, którą było spaghetti. Nie byłam specjalnie głodna po posiłku z Niall'em, więc nałożyłam sobie niedużo na talerz i dla niepoznaki szturchałam widelcem kluski od czasu do czasu.
- Jak w pracy? – spytałam z zainteresowaniem mojego ojca, który uniósł brwi, ale nie skomentował tego. Uśmiechnął się tylko nieznacznie.
- Nic nowego. Dzisiaj mieliśmy anonimowe zgłoszenia o nielegalnej działalności prostytutek w okolicach Hollywood. Oczywiście rozwiązaliśmy tą sprawę. – wzruszył ramionami, ale błysk w jego oku mówił, że jest dumny ze swojej roboty. – I mamy nowego młodzieńca w swoich szeregach.
- Doprawdy? – zadała pytanie Laura chcąc wtrącić się do rozmowy. – Kogo?
- Nazywa się Liam Payne. – odpowiedział Owen marszcząc brwi. Pewnie myśli, czy dobrze zapamiętał nowego. – Fay go dzisiaj widziała w pokoju przesłuchań.
- Mhm. – przytaknęła niemrawo kobieta. – Ja dzisiaj dostałam niesamowite zlecenie. Mam dostarczyć kwiaty na wesele córki senatora. – pochwaliła się mama Derek'a.
- Naprawdę? To wspaniale kochanie. – pogratulował jej mąż i złożył pocałunek na policzku.
- Cudowna wiadomość. – uśmiechnęłam się w jej stronę chcąc brzmieć naturalnie. W dalszym ciągu nie lubiłam, gdy okazywali sobie jakiekolwiek czułości przy mojej osobie.
Resztę kolacji spędziliśmy na monologu Laury o swojej pracy i córce senatora Collin'a. Gdy zegarek wskazał już dziewiętnastą trzydzieści to przeprosiłam dorosłych, którzy sączyli lampkę czerwonego francuskiego wina. Pobiegłam na górę, gdzie wzięłam szybki prysznic. Dodatkowo pomalowałam sobie usta ciemną szminką, aby nie wyglądać, jak małe dziecko.
Ubrałam się w przygotowane rzeczy z torby. Czarne krótkie spodnie z przetarciami koło kieszeni i zwykły czarny crop top, który był specjalnie kupiony o dwa rozmiary większy. Na to włożyłam kwiecistą sukienkę i brązową trochę hipiską narzutkę, aby ojciec się nie martwił w jakim ubiorze wychodzi jego córka na zewnątrz. Na nogach wylądowały wysokie, wiązane oficerki do kolan na grubej podeszwie.
Otworzyłam okno, aby mieć potem możliwość powrotu do domu. Zbiegłam na dół po schodkach i gdy byłam już przy drzwiach spotkałam się ze wzrokiem mojego ojca, który mrużył lekko oczy.
- Wychodzę z Derek'iem i jego przyjaciółmi. - oznajmiłam z uśmiechem. - On będzie mnie pilnować. - dodałam podając dobry argument, dlatego Owen się nie odezwał tylko skinął mi głową.
Wyszłam przed dom, gdzie stał już Zayn. Zdjęłam narzutkę i sukienką, a następnie wsiadłam do samochodu rzucając sukienką w Derek'a. Natomiast brązowy sweterek z powrotem ubrałam, ponieważ było mi trochę chłodno, ale co się dziwić, kiedy mam brzuch na wierzchu.
Przejechaliśmy kilkadziesiąt posiadłości dalej na samą górę, tak jak mówił Horan. Zayn zatrzymał się pod dużym domem wyglądającym, jak willa przed którym stały dwa samochody. Na tarasie, a może werandzie siedział jakiś mężczyzna i palił papierosa, gdy nas zobaczył to zapukał w okno. Niepewnie wyszłam z resztą grupy i podeszliśmy pod drzwi zza których od razu wychylił się Pan Tajemniczy Tomlinson. Derek uśmiechnął się kpiąco.
- Zabłądziliście? - warknął właściciel domu opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
- Nie. Przyszliśmy z ofertą. - odpowiedział Zayn i z uśmiechem usiadł koło mężczyzny z długimi włosami na werandzie. Zabrał mu papierosa z palców. - Dziękuję Styles. - dodał i skinął głową mężczyźnie koło którego siedział. - Widzisz bardzo nam zależy, aby odzyskać Mustanga Derek'a.
- Oh, naprawdę? - sarknął z irytacją Pan Tomlinson. - Kto byłby na tyle głupi, żeby się z nami ścigać skoro nawet Derek nie dał racji.
- Jego siostra. - uśmiechnął się pod nosem wypuszczając dym ustami.
- Nie jestem głupia. - fuknęłam oburzona do Kelly, która tylko poklepała mnie po ramieniu z pobłażliwym uśmiechem.
- Tak mówisz? - zdziwił się Tomlinsona przyglądając mi się przenikliwym wzrokiem, który sprawiał, że miałam ochotę uciec, a gdybym miała coś w dłoniach to z pewnością bym to upuściła. Mężczyzna z cyjanowymi tęczówkami uśmiechnął się cynicznie. - To dziecko ma uratować twoją dupę, Derek?
- Cóż jeśli nie uważasz, że jest dla Was konkurencją to czego się obawiasz? - powiedział mój przyrodni brat używając manipulacji. - Pierwszy lipca, pasuje Ci? - spytał obserwując reakcję Pana Louis'a Tomlinson'a tajemniczego gówniarza z nieczystą kartoteką, który przetarł ręką swój podbródek na którym był zarost.
- Niech będzie. - zgodził się łaskawie. - Skoro za Ciebie jedzie siostra to...
- Przyrodnia siostra. - wtrącił Derek, a ja po prostu musiałam wywrócić oczami, bo serio akurat teraz musimy to wyjaśniać.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami Pan Tomlinson. - Będzie się ścigać z Karlą.
Odetchnęłam w duchu, ponieważ podobno Karla była lepsza niż niejaka Alisha.
- O Mustanga? - spytała Kelly odzywając się pierwszy raz.
- Jeżeli Wasza dziewczynka wygra to odzyskujecie Mustanga. - zadecydował. - Jednak, jeśli moja kuzynka wygra to Ty zostaniesz moją pomocną sekretarką na cały tydzień. - dodał wskazując na mnie palcem.
- Chyba Cię pogięło Tomlinson. - warknął Derek patrząc na niego złowrogo.
- Nie specjalnie. Wasze samochody są dobre, ale znudziły mi się. - wzruszył lekko ramionami. - To jak?
- Nie ma opcji.
- Zgadzam się. - odezwałam się ignorując sprzeciw Zayn'a i mojego przyrodniego brata. - Jednak nie możesz mnie zmusić do czegoś co jest nielegalne lub sprowadza się do mojego systemu wartości.
-Jak uważasz dzieciaku. - zaśmiał się wyciągając w moją stronę prawą dłoń. - Umowa?
- Umowa. - odparłam pewnie i mocno uścisnęłam jego rękę. Po kręgosłupie przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. - Do zobaczenia pierwszego lipca. Niall wyśle Wam miejsce. - dodałam unosząc wysoko głowę, ponieważ stałam trochę niżej od Pana Tajemniczego Tomlinson'a. Patrzyłam w jego cyjanowe tęczówki i starałam się nie skulić pod jego przenikliwym spojrzeniem.
- Dobrze. - przejechał językiem po dolnej wardze nadal utrzymując kontakt wzrokowy.
Zabrałam swoją dłoń i odwróciłam się na pięcie tym samym odetchnęłam głęboko ciesząc się, że nie muszę patrzeć w jego niezwykle chłodne oczy. Wskoczyłam na miejsce pasażera, a w moje ślady poszli Kelly i Derek. Natomiast Zayn oddał papierosa Styles'owi. Powiedział coś do nich i jak gdyby nigdy nic wrócił do nas.
Odjechaliśmy z piskiem opon w kierunku Hollywood, gdzie miałam się zaraz ścigać. Jednak cyjanowe tęczówki zawracały trochę więcej mojej uwagi niż było to potrzebne.

###
Cześć kochani,
Kto się cieszy z powodu nowego rozdziału? Cóż mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo naprawdę spędzam dużo czasu na doszlifowaniu postaci i tej fabuły. Byleby tylko nie zepsuć książki.
Teraz jest mało Louis'a, tak wiem. Ale lubicie go? Ja osobiście uwielbiam tutaj typ Tomlinson'a. Naprawdę mam nadzieję, że nie zniszczę tego pomysłu!
P.S. Komentarze motywują :)
Trzymajcie się kochani ♥

sobota, 17 grudnia 2016

I. dysfunctional

POV's Fay

Swoje najlepsze lata spędziłam w prywatnej katolickiej szkole z internatem, ponieważ rozbiłam samochód mojego ojca w wieku szesnastu lat. Już w trakcie pobytu tam wiedziałam, że kocham robić coś co jest nieodpowiednie dla młodych dam. Zwłaszcza dla córki policjanta, ale to nie moja wina, że ja po prostu kochałam niebezpieczeństwo, które sprawiało, że żyłam.
Mój ojciec, Owen nie widzi nic poza swoją pracą za biurkiem z kolegami, którzy wbrew wszelkim stereotypom naprawdę jedzą pączki i piją kawę cały czas. W domu siedzi ze swoją drugą żoną Laurą i jej już dorosłym synem, który go nienawidzi. Mnie powiedzmy, że toleruje. Nie ma żadnej pasji i udaje, że takie życie mu pasuje. Jednak ja go znam. Brakuje mu czegoś. Teraz po skończeniu szkoły wróciłam do Los Angeles i zamierzam wywrócić jego nudne życie do góry nogami, aby poczuł, że żyje.
Obecnie szłam chodnikiem ciągnąc swoją ogromną walizkę po ziemi. Oczywiście, że zapomniał, że jego jedyna córka wraca z więzienia do którego ją wysłał i po mnie nie przyjechał na lotnisko. Zła kopnęłam walizkę, która się otworzyła. Wypadło z niej kilka ubrań i moich prywatnych rzeczy. Jęknęłam przeciągle i zaczęłam pakować wszystko do środka.
Kochałam Los Angeles za jedno. Mogłaś wyjść w piżamie do sklepu w południe w największy ruch i nikt nie zwróciłby na to uwagi, a nawet gdyby to nie odezwałby się słowem. Teraz gdy siedziałam na chodniku ludzie obojętnie przechodzili obok nie przejmując się małą dziewczynką, która zbiera swoją bieliznę z chodnika. Wreszcie zapięłam szarą walizkę i na nowo ją podniosłam. Z irytacją pociągnęłam za sobą uciążliwy balast i dalej szłam w zaparte.
- Podwieźć Cię? - usłyszałam obok siebie klakson i głos jakiegoś mężczyzny, więc odwróciłam się w jego kierunku.
Zobaczyłam przystojnego mulata w jasnozielonym, a może żółtym Dodge Challenger'ze. Miał zsunięty dach co sprawiało, że promienie słońca przez cały czas towarzyszyły mężczyźnie z blond pasemkami. Był umięśniony, a biorąc pod uwagę samochód prawdopodobnie miał kilka przewinień z mandatami za przekroczenie szybkości. Mój ojciec by mnie zabił, gdyby wiedział, że wsiadłam do tego auta.
- Jeśli chcesz robić za moją taksówkę to chętnie przyjmę propozycję. - odparłam szeroko się uśmiechając.
Zapakowałam swoją walizkę na tylne siedzenie, a sama wskoczyłam na miejsce pasażera. Dotknęłam tapicerki lekko się uśmiechając. Przyjrzałam się dokładnie, a gdy zobaczyłam panel sterowania od razu wiedziałam, że ma więcej niż kilka przewinień na koncie.
- Jestem Zayn Malik. - podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Jestem Faith Williams. - przedstawiłam się, a na jego ustach pokazał się mały grymas. - Tak, córka gliniarza. - dodałam z uśmiechem.
- Więc, gdzie podwieźć taką szychę? - spytał z cieniem uśmiechu. Prawdopodobnie rozbawiło go to, jak nazwałam swojego ojca.
- Mariposa Ave 600. - oznajmiłam opierając się o skórzane, białe siedzenia.
Miałam rację co do jednego, tajemniczo pomocny Zayn jeździł, jak zawodowiec z niesamowitą prędkością na liczniku. Patrzyłam, jak ludzie i budynki przelatują mi przed oczami. Czułam się dobrze i miałam plan, aby zostać już w Los Angeles na stałe. Z czystą premedytacją otworzyłam mu schowek i wygrzebałam jakiś zielony flamaster. Gdy zatrzymaliśmy się na mojej ulicy to wzięłam jego rękę i koślawymi cyferkami napisałam swój numer.
- Zadzwoń lub napisz, gdy będziesz się bardzo nudzić. - powiedziałam rzucając pisak do schowka, który szybko zamknęłam. Wysiadłam z samochodu i wzięłam swoją walizkę. - Dziękuję za podwiezienie. Może kiedyś kupię Ci za to kawę. - dodałam idąc już do bramy swojego domu.
Otwarłam furtkę i pomachałam Zayn'owi na pożegnanie. Potem zebrałam się w sobie na najlepszy promienny uśmiech i poszłam do brązowych drzwi pukając w nie głośno. Otworzył mi mój przyrodni brat od siedmiu boleści. W ręku miał paczkę chipsów i nadal wyglądał, jak nieokiełznane dziecko, które podobno ma już dwadzieścia sześć lat.
- Słuchaj młoda właśnie leci mi serial, więc nie kupię żadnych ciasteczek, czy co Ty tam sprzedajesz. - przywitał mnie chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem.
- Słuchaj stary właśnie leciałam z walizką z lotniska, bo ktoś zapomniał mnie odebrać, więc po prostu powiedz, gdzie jest mój ojciec Owen. - wtrąciłam się, a moja ręka uderzyła w ciemne drzwi, aby nie mógł ich zamknąć.
- Oh, świetnie to Ty. - prychnął odwracając się. Poszedł do salonu na nowo oglądając serial.
- Ciebie też miło widzieć Derek! - krzyknęłam za nim.
Westchnęłam biorąc swoją walizkę. Sama wytargałam ją na górę do mojego starego pokoju. Nadal pachniało tutaj bzem, a za oknem stało ogromne drzewo, które zasłaniało mi widok i promienie słońca. Meble nie zmieniły swojego położenia tak, jak ściany nadal były bordowo szare. Rzuciłam okiem na szarą torbę, ale w końcu machnęłam na nią tylko ręką. Będzie jeszcze dużo czasu, żeby się rozpakować.
- Derek! - zawołałam głośno  chcąc ubłagać tego człowieka o samochód. Zbiegłam ze schodów i skierowałam się do salonu. - Mogę wziąć twoje auto?
- Do końca Cię pogięło? - spytał patrząc na mnie wzrokiem, które mówiło, że chyba na prawdę zwariowałam, jeśli myślę, że się zgodzi.
- Proszę. - jęknęłam składając ręce do modlitwy. - Zrobię Ci jutro na śniadanie co tylko będziesz chciał. - dodałam mając nadzieję, że go przekupię.
- Szukaj przepisu na gofry, ofermo. - rzucił tylko odwracając się do ekranu telewizora.
- Tak. - ucieszyłam się zaciskając rękę w pięść w geście zwycięstwa.
Pobiegłam do garażu, gdzie stał bordowy Mustang. Ściągnęłam dach chcąc czuć się, jak wolny ptak, który nie ma żadnych ograniczeń. Gdy odpaliłam silnik to od razu dało się zauważyć, że był po tuningu. Jednak mój brat nie jest, aż takim dzieciakiem.
Z uśmiechem wytoczyłam się z podjazdu i wbijając piąty bieg ruszyłam do przodu starając sobie przypomnieć, jak to jest móc jeździć samochodem. Prawo jazdy miałam zrobione już przed pierwszą liceum i tylko czekałam, aż legalnie będę mogła jeździć samochodem. Odkąd pamiętam nie interesowałam się tańcem, śpiewem czy gimnastyką. Zawsze siedziałam godzinami z dziadkiem w garażu brudząc się smarem od stóp do czubka głowy.
Nagle usłyszałam za sobą wycie charakterystyczne dla policji. Spojrzałam do wstecznego lusterka, gdzie faktycznie był samochód władz. Zjechałam na pobocze klnąc pod nosem. Pierwsza przejażdżka i już wtopa. Mój przyrodni brat mnie chyba zabije.
- Witam. Dokumenty i prawo jazdy poproszę. - odpowiedział starszy pan w mundurze.
Miał wprawę w swojej robocie. Piękne oczy się tutaj na nic nie przydarzą, więc z tylnej kieszeni swoich krótkich spodenek wyjęłam potrzebne papierki i podałam je funkcjonariuszowi.
- Córka komendanta Williams'a? No pięknie. - prychnął pod nosem. - Zawieź tatusiowi mandat i następnym razem przestrzegaj wyznaczonej prędkości. - dodał wypisując mi jakiś świstek, a następnie podał mi go wraz z moimi dokumentami. Po prostu świetnie.
Uśmiechnęłam się sztucznie i odjechałam w stronę komendy głównej. Zaparkowałam na wolnym miejscu zajeżdżając komuś drogę, ale skarbie to jest Los Angeles. Kto pierwszy ten lepszy. Wysiadłam z samochodu i go zamknęłam upewniając się dwa razy.
Weszłam na posterunek obserwując, jak przy potężnych biurkach siedzą policjanci, a na przeciwko nich kilka osób. Oczywiście, że na mahoniowych blatach stała kawa w wysokich kubkach z kawiarni naprzeciwko. Na ławce oczekujących również siedzieli ludzie. Przez uchylone rolety na drzwiach Dwójka z nich była zakuta w kajdanki. Ignorując ciekawskie spojrzenia poszłam do biura mojego ojca. Przez uchylone, białe rolety na drzwiach widziałam, jak siedział na swoim brązowym fotelu, więc zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź weszłam do środka. Owen uniósł swoje brązowe oczy ponad papiery, które właśnie czytał.
- Faith? - spytał marszcząc brwi. - Miałaś być dopiero jutro. - dodał rzucając okiem na kalendarz, który stał koło naszego rodzinnego zdjęcia zrobionego trzy lata temu zanim nie wysłał mnie do prywatnej szkoły.
- Nie, miałam być dwudziestego drugiego czerwca. - odparłam zajmując fotel naprzeciwko niego. - Spokojnie poradziłam sobie. - dodałam ze sztucznym uśmiechem. Wyjęłam mandat i mu go podałam. - Twoi ludzie są nadgorliwi.
- A Ty znowu nie przestrzegasz przepisów. - westchnął czytając świstek.
- Przecież mnie znasz.
- Zapłacę to. - mruknął ignorując moją wypowiedź. - Miło Cię wreszcie widzieć.
- Jak uważasz. - wzruszyłam ramionami.
Jego zastępca, Chase Pierce wszedł do środka bez pukania, więc widziałam, jak mój ojciec zazgrzytał zębami. Nienawidził tego. Uważał, że pukanie do drzwi to pewna forma szacunku. Chase podszedł do biurka zostawiając mu papiery na biurku i wrócił się do drzwi, ale nagle się odwrócił.
- Złapaliśmy pana Tomlinsona, znowu. - westchnął pokazując palcem coś w papierach. - Wykroczenia te co zwykle. - oświadczył.
Mój ojciec ciężko westchnął i przetarł dłonią twarz. Był już zmęczony, a upał za oknem nie pomagał. Spojrzał na mnie i przeprosił, ale musi wracać do pracy. Oczywiście, że musi.
- Widzimy się w domu. - dodał, gdy wyszliśmy już z gabinetu. Weszliśmy na główny hol, gdzie byli wszyscy policjanci.
- Jak zwykle. - mruknęłam pod nosem.
- Zapraszam Tomlinson do gabinetu przesłuchań. - zwrócił się w kierunku mężczyzny, który był zakuty w kajdanki i siedział na ławce oczekujących. - Drogę już znasz. - westchnął ciężko.
Pan Tomlinson podniósł głowę, ale jego oczy nie patrzyły na mojego ojca, ale dokładnie obserwował moją osobę. Lubiłam prowokować nie tylko mojego rodzica, ale także innych ludzi, więc uśmiechnęłam się do niego i puściłam mu oczko. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, co zauważył komendant zwany także, jako mój szurnięty ojciec.
- Ruchy Tomlinson. - zarządził Owen podniesionym głosem.
Uznałam, więc że to odpowiedni czas, aby zmyć się z komisariatu. Wróciłam do domu, gdzie oddałam kluczyki swojemu bratu i razem z nim zaczęłam oglądać kreskówki. To był jedyny moment, kiedy sobie nie dogryzamy i mniej więcej się tolerujemy.
- Kim jest PanTomlinson? - spytałam, gdy napiłam się wody i zakręcałam zakrętkę na czubku butelki.
Byłam po prostu ciekawa. Wyglądał dosyć młodo. Może był w wieku Derek'a. Podobno był na komisariacie już dużo razy. Cóż musiał skoro już znał drogę do pokoju przesłuchań. Jednak byłam nim zainteresowana trochę bardziej niż powinnam.
- Niebezpieczny dupek. - odpowiedział mój brat. - Trzymaj się z daleka od tej szumowiny. - dodał, a ja obserwowałam go uważnie.
- Martwisz się? - spytałam uśmiechając się szeroko.
- Nie. Po prostu... - zaciął się nie wiedząc co dodać, więc miałam rację. Martwił się. - Żebym po prostu nie musiał potem mówić, a nie mówiłem.
- Oczywiście Derek. - prychnęłam pod nosem. - Oczywiście.
Do mojego brata zadzwonił telefon, a gdy spojrzał na ekran to od razu wstał i wyszedł do kuchni. Pewnie to jego kolejna laska, która nie zna słowa "nie". Cóż Derek mimo, że nie był najtaktowniejszy  to na pewno był przystojny. Natomiast ja dostałam wiadomość na telefon.
Nieznany: Dasz radę wyjść o dwudziestej drugiej z domu, księżniczko? Taksówkarz Zayn.
Fay: Nie wierzysz we mnie? Ałć. Czekaj koło mojego domu za rogiem. Fay.
Miałam jeszcze dużo czasu, więc gdy mój ojciec wrócił z pracy to odegrałam rolę idealnej córeczki, która nie będzie robić żadnych problemów, a jej życie jest tak spokojne i poukładane, że nawet w bibliotece jest więcej zamieszania. Derek zmył się w połowie kolacji, co było mi na rękę.
- Pyszna sałatka Lauro. - pochwaliłam kobietę nakładając więcej zieleniny. - Kim jest ten Tomlinson? - spytałam, w miarę moich możliwości obojętnym tonem głosu, zaraz po tym gdy odłożyłam półmisek na stół.
- Oh, dziękuję. - podziękowała kobieta z uprzejmym uśmiechem.
- Nawet nie próbuj się nim interesować. - ostrzegł mnie mój ojciec zdecydowanie za mocno krojąc pieczone mięso na talerzu. - Ten gówniarz ma poważną kartotekę, a i tak mi się dzisiaj wywinął z rąk. - dodał rzucając sztućce na stół. - Pieprzony Styles z pieprzoną kaucją. - mamrotał pod nosem.
Laura wyjęła z lodówki piwo, które podała Owen'owi.
Bądź jego służącą naiwna kobieto.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo miałam za godzinę spotkać się z Zayn'em, a on na pewno zna Tomlinson'a albo chociaż Styles'a.
- Najadłam się. - oznajmiłam odsuwając krzesło od stołu. - Było przepyszne.
Pobiegłam na górę do swojego pokoju, gdzie spędziłam czas na rozpakowywaniu swoich rzeczy z walizki. Nie powiem trochę mi to zajęło. Potem wzięłam szybki prysznic, aby nie śmierdzieć po całym dniu. Dodatkowo nie wiedziałam, gdzie pójdziemy, ale to Los Angeles i jest czerwiec, więc zawsze sprawdzą się krótkie spodenki i kusa bluzka sięgająca trochę ponad pępek. Włosy były trochę wilgotne, ale nie przeszkadzało mi to.
Zayn: Już czekam.
Wyszłam na balkon z którego przedostałam się na drzewo. Zeszłam ostrożnie po gałęziach. Wylądowałam na ziemi, a potem podbiegłam pod ogrodzenie na które się wspięłam i przeskoczyłam na drugą stronę nie idealnie lądując na chodniku. Ważne jest to, że nie złamałam kostki tak, jak w wieku czternastu lat.
Zayn zaparkował na krawężniku i tak, jak mówił, czekał na mnie. Wsiadłam na miejsce pasażera z uśmiechem. Mężczyzna ruszył robiąc ostry zakręt w przeciwną stronę od mojego domu. Prawdopodobnie jechaliśmy na obrzeża miasta, ale tego nie mogłam być pewna.
- Jestem pod wrażeniem. - przyznał po chwili odpalając papierosa. Podał mi paczkę, a ja się poczęstowałam.
- Dziękuję. - westchnęłam biorąc od niego zapalniczkę. - Nigdy nie wątp w kobietę Zayn. Ona zawsze Cię zaskoczy. - dodałam oddając mu ogień i wydmuchując dym.
- Może i masz rację. - wzruszył ramionami przy okazji chowając zapalniczkę do prawej kieszeni spodni. - Nie jesteś grzeczna, prawda? - spytał, gdy wyjechaliśmy na jedną z pobocznych dróg.
- Ja mam nadzieję, że nie jesteś gwałcicielem. - odezwałam się obserwując otoczenie w którym obecnie się znajdowaliśmy. - Jedziemy na nielegalne wyścigi. - oświadczyłam orientując się, że jesteśmy na starych magazynach, które były opuszczone odkąd pamiętam.
- Nie jestem. - zaśmiał się. - I owszem, zgadza się. Skąd wiedziałaś?
- Ostatni raz byłam tutaj trzy lata temu.
Nie odpowiedziałam nic tylko uśmiechnęłam się widząc, że gdy Zayn jechał to wszyscy zeszli z drogi. Mulat nie musiał nawet trąbić na tłum. Sami zsunęli się z jego trasy, jakby był królem. Podjechaliśmy do dwóch samochodów. Jednym z nich był bordowy Mustang mojego przyrodniego brata. Wiedziałam, że ten sukinsyn się ściga.
- To jest Niall. - pokazał palcem blondyna, gdy zgasił już samochód. - Jest komputerowcem. - wyjaśnił. Cóż nie domyśliłabym się, ponieważ tak zwany Niall nie wyglądał na mistrza kabelków. - Tak wiem. Nie wygląda na takiego.
Wysiedliśmy z samochodu. Obeszłam go i stanęłam obok Zayn'a. Wszystko wyglądało niesamowicie, a adrenalina od razu była wyczuwalna. Tłum ludzi stał koło nas czekając na emocje i kurz.
- Swojego przyrodniego brata już znasz. - zaśmiał się pokazując w stronę Derek'a, który gadał właśnie z jakąś blondyną, która jak przystała tradycja była prawie naga. - A to jest Kelly. - pokazał na brunetkę ubraną w dżinsowe spodenki i czarny podkoszulek na ramiączkach. - Jest naszym mechanikiem.
- Fajnie. - westchnęłam rozglądając się za mężczyzną z komisariatu. Miałam nadzieję, że skoro go zwolnili to będzie tutaj. Każdy szanujący się przestępca macza paluszki w nielegalnych wyścigach.
- Kogo szukasz?
- Cóż znam tylko jego nazwisko. - przyznałam szczerze.
- Może Ci pomogę. - wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Tomlinson, kojarzysz?
- Chciałbym nie kojarzyć. - spoważniał kiwając głową, żebym za nim poszła. Weszliśmy do jednego z magazynów w którym robiła coś Kelly. - Dzisiaj ściga się z Derek'iem. Przegrany oddaje samochód. Czekaliśmy na ten wyścig dobre dwa miesiące.
- Powiedz, że mój brat umie jeździć. - jęknęłam błagalnie. - Pokochałam tego Mustanga.
- Uwierz, że ja też. - odezwała się brunetka, która właśnie wycierała ręce ze smaru. - W ogóle się nie psuł, a teraz pójdzie na zmarnowanie do tego dupka, który rozwali ten biedny samochód od tak. Dla zasady.
- Jestem Faith Williams. - przedstawiłam się wyciągając dłoń. - Fay.
- Córka gliniarza. - uśmiechnęła się pod nosem. - Radzę zachować Ci swoje nazwisko dla siebie. Jestem Kelly, ale to już pewnie wygadała ci ta papla. - warknęła uderzając mulata ściereczką w brzuch. Nie podała mi ręki, więc schowałam swoją.
- Miałaś kiedyś styczność z takimi zabawkami? - spytała Kells pokazując ręką samochody i warsztat.
- Tak. - przytaknęłam. - Całe życie spędziłam w warsztacie z dziadkiem. Cóż można powiedzieć, że kilka lat temu ścigałam się dla zabawy ze znajomymi.
- Dzisiaj ścigałaś się z glinami Faith. - usłyszałam silny irlandzki akcent za plecami.
- Mówiłem Ci, że jest mózgowcem, ale nie wygląda. - zaśmiał się Zayn.
- To było wredne stary. - oburzył się blondyn podchodząc do jakiegoś odbiornika. - Gliny nic nie wiedzą jeszcze. Wyścigi powinny zacząć się za kilka minut. Radzę Ci znaleźć ładne miejsce laleczko. - zwrócił się do mnie i puścił mi oczko zanim wsiadł do jednego z samochodów.
- Faith? - usłyszałam głos swojego brata. - Co Ty tutaj robisz? Zayn to Ty ją przywiozłeś? - pytania sypały się cały czas. - Mówiłem Ci, że mojej siostry ma tutaj nie być. - warknął ostro w stronę Malik'a.
- Zaraz wyścig! - usłyszeliśmy głośny głos zniekształcony przez megafon.
- Wyluzuj! Nic jej nie będzie. - uspokajał go Zayn klepiąc po ramieniu. - Wygraj to mistrzu.
- Zabiję Cię kiedyś Malik, a Twoje jaja powieszę nad moim warsztatem. - warknął i pobiegł w stronę swojego Mustanga.
- Zayn! - usłyszeliśmy głośny krzyk jakiegoś mężczyzny.
- Co jest Leon? - spytał chłopak podchodząc do niego i przybijając braterską piątkę.
- Potrzebuję dziewczyny na środek. Nina się nie pojawiła. - rozpaczał chodząc w kółko. - A Ty to kto?
- Faith. W skrócie Fay. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, ponieważ tak łatwiej jest nawiązać znajomości, a ludzie uważają Cię za sympatyczniejszą osobę.
- Nadasz się. - zadecydował niejaki Leo. - Wychodzisz na środek. Wskazujesz na kierowcę z twojej lewej i pytasz się, czy jest gotowy. Jasne? - spytała, a ja pokiwałam twierdząco głową wszystko kodując. - Potem robisz to samo tylko wskazujesz na drugiego kierowcę. Na sam koniec podnosisz obydwie dłonie do góry, a potem energicznie machasz chustą w dół krzycząc start i licząc na to, że Cię nie przejadą.
- Jasne. - przytaknęłam.
- Leon, uważaj to siostra Derek'a. - ostrzegł go Zayn.
- Bez obrazy, ale Derek teraz ma na głowie Tomlinson'a. - uśmiechnął się słabo Leo biorąc mnie za rękę.
Pobiegliśmy szybko w stronę mety usypanej z czerwonych drobinek. Przyjaciel Zayn'a wcisnął mi do ręki flagę w czarno białą kratkę. Wyszłam na tor na drżących nogach i nieswoich szpilkach. Nawet nie wiem skąd Leon je wytrzasnął, a tym bardziej kiedy wepchnął mi je na nogi. Pominę już fakt, że były za małe co najmniej o dwa rozmiary.
Derek zacisnął mocno dłonie na kierownicy swojego Forda Mustanga. Natomiast Pan Tomlinson siedział w drugim samochodzie. Dokładniej w srebrnej wersji Chevroleta Camaro. Na pewno miał zrobiony tuning i możliwe, że nawet mógł mieć gdzieś jedną butlę nitro na specjalny przypadek.
- Gotowy? - spytałam najgłośniej, jak mogłam pokazując palcem wskazującym na mojego brata przyrodniego. Warkot maszyny był odpowiedzią potwierdzającą. - A ty jesteś gotowy? - powtórzyłam pytanie kierując rękę na samochód Pana Tomlinson'a, który powtórzył gest Derek'a. Uniosłam flagę wysoko do góry i zrobiłam do przodu dwa kroki. - Start! - krzyknęłam głośno opuszczając materiał w dół.
Pisk opon i warkot silników zostawił mnie w tyle wśród kurzu oraz drobnego pyłu. Zeszłam z toru i zdjęłam niewygodne buty wracając do swoich zwyczajnych czarnych trampek. Leon mi podziękował, a ja odpowiedziałam uśmiechem po czym, jak najszybciej wróciłam do warsztatu.
- Teraz módl się o tego idiotę. - westchnęła Kelly podając mi piwo, które przyjęłam, bo w końcu nie byłam tutaj samochodem. Zacznijmy od tego, że nie miałam samochodu, który bardzo by mi się przydał.
- Wiesz może coś o Tomlinson'ie? - spytałam mając nadzieję, że mi odpowie.
- Jesteś córką komendanta, który próbuje przyskrzynić go odkąd pamiętam. - zaśmiała się wrednie kręcąc przeciwko głową. - Mogę go nie cierpieć, ale swoich się nie wydaje bez powodu.
- Oh, to nie o to chodzi. - zaprzeczyłam szybko. - Jestem po prostu ciekawa. Był dzisiaj na komisariacie.
- W takim razie trzymaj się od niego najdalej, jak to możliwe. Już lepszy jest Styles. To prawa ręka Tomlinson'a. Powiedzmy, że są wspólnikami. - powiedziała upijając łyk jasnego piwa. - Jednak w dalszym ciągu nie wiesz tego ode mnie.
- Zgłoś się Kells. - usłyszałam głos w krótkofalówce. - Wracają już, a policja zaczyna naprawiać światła na drugim skrzyżowaniu. Zaraz będzie trzeba się zmywać.
- Przyjęłam. - oznajmiła brunetka i odłożyła szybko piwo na warsztat. - Chodź mała. Zwijamy się stąd. - dodała zamykając szybko magazyn na dwa klucze.
Poszłyśmy pod metę, gdzie samochody zbliżały się do mety. Dzieliła je nieduża odległość. Jednak tak, jak przypuszczałam Tomlinson miał nitro, którego użył, aby przegrana mojego brata była bardziej emocjonująca. Zatrzymał się efektownym driftem i z uśmiechem wysiadł ze swojego Chevroleta.
- Dbaj o niego, bo niedługo do mnie wróci. - wypluł Derek rzucając w stronę mężczyzny o brązowych włosach kluczyki do Mustanga.
- Chciałbyś Williams. - prychnął Tomlinson. - Tatuś Ci to załatwi. - dodał, a kilka osób zagwizdało z tłumu na tą zniewagę. Szczęka Derek'a mocno się zacisnęła.
- Mam na nazwisko Hale! - krzyknął wściekle mój brat i już zaczął iść w stronę Tomlinson'a z zaciśniętymi pięściami. Przedarłam się więc przez tłum i stanęłam przed mężczyzną, który zaraz dostałby w twarz.
- Uspokój się Derek. - poprosiłam go kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. - Chodź, jedziemy już.
- Twoja dziewczyna ma rację. - wypluł szyderczo mężczyzna zakładając ręce na klatce piersiowej.
- To moja siostra kretynie. - rzucił Derek przez ramię i od razu poszedł do samochodu przy którym stała Kelly. Poszłam w jego ślady. Jednak musiałam spojrzeć na wyraz twarzy tajemniczego gówniarza z kartoteką.
Nie odzywał się. Po prostu stał patrząc, jak wsiadam do samochodu Zayn'a. Przejechał swoją ręką po kości policzkowej najwyraźniej nad czymś myśląc. Malik odjechał najszybciej, jak umiał i miałam przypuszczenia, że to nie tylko z powodu pana Tomlinson'a, ale możliwe, że miał w tym udział patrol policji, którą mijaliśmy.
-  Tomlinson znowu wygrał. - oznajmił Zayn skręcając na główną drogę do miasta. - Oficjalnie jesteś jedną z nas - przegranym frajerem. Chociaż twój brat może mnie zabić zaraz za to, że Cię w to wplątałem. - dodał uśmiechając się pod nosem.
- Gdzie teraz jedziemy? - spytałam patrząc na Los Angeles w nocy. Był to jeden z lepszych widoków, które zapamiętałam w moim życiu. Bez wątpienia kochałam to miasto.
- Do warsztatu Derek'a.
- Świetnie. - mruknęłam pod nosem.
Chciałam wkurzyć ojca i zafundować mu trochę adrenaliny, a nielegalne wyścigi mogą być idealnym planem, aby podnieś mu ciśnienie. Wodzenie go za nos wraz z jego durnymi kolegami może być ciekawym zajęciem na te wakacyjne dni. Jednak na początek muszę załatwić sobie samochód.
- Zayn? - spytałam odwracając głowę w stronę bruneta, który kiwnął głową, abym mówiłam. Nie spuścił wzroku z ulicy. - Nauczysz mnie, jak się ścigać?
Mój osobisty kierowca gwałtownie zahamował i nie byłam do końca pewna, czy to moja prośba wywarła na nim takie wrażenie, czy nagła zmiana świateł na skrzyżowaniu. Spojrzał na mnie ostrym wzrokiem. Otworzył usta i je zamknął.
- Derek by mnie naprawę zabił. - stwierdził kręcąc przeciwko głową. - Wybacz Fay, ale...
- A co jeśli mój brat odzyskałby swojego Mustanga? - spytałam przekręcając się na fotelu w taki sposób, że siedziałam plecami do drzwi, a twarzą do mulata. - Proszę ZayZay. - błagałam go jeżdżąc ręką po jego ramieniu.
- Umiesz manipulować ludźmi. - westchnął. - Derek byłby dumny.
- W końcu jesteśmy rodziną. - uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go mocno, gdy ten na nowo ruszył samochodem naprzód.
Wjechaliśmy na parking przed niskim budynkiem z dużymi dwoma niebieskimi, metalowymi bramami. Zayn wyszedł ze swojego Dodgea Challengera i otworzył jedną z bram, aby następnie wjechać do środka. Pomieszczenie było większe niż się wydawało, a w środku stały cztery samochody. W pomieszczeniu obok widziałam przez szybę Kelly i mojego brata, który rzucał rzutkami w tarczę, a w drugiej dłoni miał piwo. Niall siedział za biurkiem przed laptopem.
- Idziemy. - rozkazał mój towarzysz idąc w kierunku pomieszczenia, które prawdopodobnie było ich biurem.
- Kurwa! - wrzask Derek'a nie zapowiadał niczego dobrego. - Pieprzony sukinsyn. - zawarczał rzucając kolejną rzutką, która trafiła w ścianę.
- Mówiłam Ci, żebyś nie włączał nitra za wcześnie i regulował biegi w lepszy sposób. - wtrąciła się Kelly, która została zgromiona spojrzeniem Hale'a.
- A co Ty tam robiłaś!? - krzyknął na mnie mój przyrodni brat. W jego oczach tańczyły wściekle iskrzące się promyczki, które mówiły, że był bardziej niż zły.
- Wspierałam Cię braciszku. - odpowiedziałam z uśmiechem klepiąc go po ramieniu. - A teraz mam plan, jak odzyskać Mustanga, więc zajmij swoje miejsce i się zamknij. - przeszłam obok niego szturchając go ramieniem.
Podeszłam do biurka i spojrzałam co robi Niall. Jednak nic nie zrozumiałam, więc podeszłam do białej tablicy i wzięłam czarnego markera do ręki. Na samym środku napisałam datę, która miała być początkiem lipca. Dodatkowo dopisałam imię Kelly, Niall i Zayn.
- Od kiedy się rządzisz? - warknął Derek.
- Od kiedy przegrałeś, a ja jestem córeczką gliniarza, która może na Ciebie nakablować. - uśmiechnęłam się zgryźliwie wiedząc, że przynajmniej mnie wysłucha.
- Mów. - powiedział Zayn widząc, że mój brat nie ma nic do dodania. Kiwnął głową w moją stronę dając mi prawo głosu.
- Za tydzień będę się ścigać z kimś z ekipy Tomlinson'a. - oznajmiłam patrząc na Derek'a. To jego głównie miałam przekonać. - Zayn nauczy mnie jeździć. Kelly dostosuje samochód najlepiej, jak może, a Niall wybierze najciekawszą trasę i zbierze informację o moim przeciwniku. Cały plan prowadzi do tego, że odzyskamy Mustanga.
- Michelle może załatwić części z Tokio. - oznajmiła Kelly po kilku minutach.
- To się może nawet udać. Nikt nie wie, jak ona jeździ. - przekonywał Niall mojego brata, który nadal patrzył na mnie z grymasem. - To nie wstyd, że ratuje Cię twoja młodsza siostrzyczka. - dodał złośliwie.
- Zamknij się. - wysyczał dwudziestosześcioletni mężczyzna. - Niech Ci będzie. Jutro złożymy wizytę Louis'owi. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Kto to Louis?
- Louis Tomlinson. - zaśmiał się Zayn, a ja zrobiłam oburzoną minę, bo skąd niby mogłam to wiedzieć.
- Módl się młoda, abyś ścigała się z Karlą, a nie Alishą. - podszedł do mnie Niall i  poklepał mnie po ramieniu. - Inaczej możemy się zobaczyć potem w szpitalu.
- Dzięki? - westchnęłam nie wiedząc co mogłabym odpowiedzieć.
- Faith! - krzyknął mój brat zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Jutro o szóstej chcę widzieć swoje gofry, a o siódmej jedziemy na małą przejażdżkę. - zakomunikował po czym wziął piwo i wyszedł z biura.
- Witaj w ekipie! - przywitałam mnie Kelly i serdecznie uścisnęła, a chwilę po tym to samo zrobił Niall. Malik przybił mi piątkę i poczochrał po włosach robiąc z nich nastroszone siano.
- Mówiłem, że się nada. - oznajmił dumnie Zayn wypinając swoją klatkę piersiową do przodu.
- Mógłbyś mnie odwieźć bohaterze do domu? - spytałam wywracając oczami z rozbawieniem.
Oczywiście, że mężczyzna się zgodził. Chwilę później mknęliśmy ulicami Los Angeles. Było już grubo po północy, więc miasto było prawie puste. Patrol policji był przyczajony na jednym ze skrzyżowań. Zastanawiałam się, czy tak wygląda ich życie cały czas.
- Ile masz właściwie lat?
- Dziewiętnaście. Cóż niedługo będzie dwadzieścia. - odpowiedziałam patrząc na mijane domy w których było zgaszone światło. - Wasze  życie tak wygląda cały czas? - spytałam przerzucając na niego mój wzrok.
- Mniej więcej tak. - stwierdził po chwili milczenia. - Żyjemy na swoich, nielegalnych papierach. Policja określa nas, jako wykolejonych gówniarzy z brakiem pomysłu na życie. - zaśmiał się smutno kręcąc głową na boki. - Ale to oni siedzą za biurkami i czekają na wypłatę, aby nadal żyć w cieniu.
Słuchałam go z zainteresowaniem, bo naprawdę podobał mi się jego niekonwencjonalny tok myślenia. Miałam podobne myśli, które nie wpisywały się w zwykłe, rutynowe, a wręcz schematyczne życie.
- A my robimy to, co robimy najlepiej. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?
- Jesteśmy wykolejonymi gówniarzami, którzy utrudniają im życie. - wzruszył ramionami z cieniem uśmiechu na ustach. - Jesteśmy nieobliczalni.
- Nieobliczalni. - wyszeptałam cicho pod nosem.
Do reszty podróży siedziałam cicho, a potem podziękowałam za udawanie mojego taksówkarza. Przeskoczyłam przez ogrodzenie i z trudem wspięłam się na drzewo z którego przeskoczyłam na balkon. Gdy położyłam się na łóżku nie miałam siły nawet ustawić budzika na szóstą rano. 

###
Cześć!
Startuję z czymś nowym i inspirowanym trochę na "Szybkich i Wściekłych", czyli nielegalne wyścigi, trochę nieudolna policja, kochany Zayn, uroczy Niall, przyrodni wredny brat, zagadka z przeszłości, Los Angeles wraz z Las Vegas oraz nie do końca dobra para niczym Romeo i Julia.
Wyraźcie swoją opinię w komentarzach. ;)
Kocham Was ♥

poniedziałek, 21 listopada 2016

wstęp + bohaterowie || dysfunctional highway to never

Stan: w trakcie pisania
Numer fanfiction: trzecie
Autorka: #Lucky.
Główni bohaterowie: Louis Tomlinson, Faith Williams
Miejsce i czas akcji: Los Angeles/Las Vegas, czerwiec 2016
Informacje: One Direction nie istnieje, wiek bohaterów został zmieniony na potrzeby opowiadania, zakaz kopiowania treści, książka składa się z dwóch części.
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, język z dwuznacznymi podtekstami, sceny erotyczne [prawdopodobnie], używki, nielegalne wyścigi, problemy z policją, śmierć
Opowiadanie jest również dostępne na WATTPADZIE
Opis opowiadania:

Opowieść o chłopcu z nieczystą kartoteką, który poznał dzieciaka, buntowniczkę, filozofkę, nie do końca zrównoważoną nastolatkę, córkę policjanta, osobę, która go rozumie w skrócie Faith Williams.
 &
" - Chcę żebyś była bezmyślnie, bezgranicznie, kompletnie moja. "

*dysfunctional highway to never - nieobliczalna droga donikąd



Maggie Lindemann jako Faith Williams / buntowniczka
Louis Tomlinson jako gówniarz z kartoteką
Tyler Hoechlin jako Derek Hale-Williams / przyrodni brat
Zayn Malik jako osobisty taksówkarz
Niall Horan jako haker amator
Liam Payne jako Liam Payne / Trevor Duncan / fałszywy policjant
Harry Styles jako prawa ręka
Ashley Greene jako Kelly Montgomery
Madison Beer jako Alisha Simpson / szybka zdzira
Dove Cameron jako Karla Tomlinson / ciche niewiniątko
Will Smith jako Terry Richardson / pluskwa
Christopher Bridges jako Leon Evans / prowadzący wyścigi
Ryan Kelley jako Chase Pierce / zastępca komendanta
Alicia Coppola jako Laura Hale-Williams
Scott Speedman jako Owen Williams / wścibski policjant
Mark Sloan jako Keith Duncan / zło wcielone