niedziela, 1 stycznia 2017

#1.

POV's Fay

Stałam zasypiając przy blacie kuchennym i czekałam na ostatnie gofry. Zapewne miałam cienie pod oczami, ale budzik zadzwonił mi piętnaście minut temu. Zdążyłam przebrać się w za dużą błękitną koszulkę i dresowe szare spodenki. Umyłam ubrudzoną patelnię, bo na początku miałam zamiar zrobić pancakes. Wytarłam naczynie ściereczką i już miałam zamiar odłożyć ją na swoje miejsce, ale usłyszałam kroki w przedpokoju.
Gdyby był to Derek to krzyczałby na cały dom, więc mocniej zacisnęłam ręce na rączce od patelni i stanęłam przy ścianie obok wejścia do kuchni. Modląc się, żebym nie spudłowała. Nawet przeżegnałam się dwa razy dla pewności.
- Co tak pachnie? - usłyszałam nieznajomy głos, a kroki były coraz bliżej.
Uniosłam oczy ku niebu, a gdy zobaczyłam, że czarnoskóry mężczyzna pojawił się w pomieszczeniu to z całej siły walnęłam go w tył głowy. Nieznajomy zsunął się na brązowe, drewniane panele. Nachyliłam się lekko nad posturą obcego człowieka przyglądając mu się uważnie.
- Derek! - krzyknęłam głośno. - Chyba kogoś zabiłam! - dodałam szturchając patelnią głowę mężczyzny.
- Co ty pierdolisz? - usłyszałam głos mojego brata, który w szybkim tempie zbiegał po schodach. Stanął w progu kuchni i zaniemówił. - Przynieś mi łopatę. Muszę posadzić kolejne róże w ogrodzie. - westchnął robiąc solidny krok ponad mężczyzną.
Usiadł przy stole i wziął jednego gofra na którego nałożył trochę bitej śmietany z aerozola. Dodatkowo wziął syrop klonowy i polał nim całego gofra. Spojrzałam na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
- Chyba sobie kpisz. - fuknęłam.
- Terry przeżył gorsze rzeczy, niż nastolatkę z patelnią. - wzruszył ramionami. - Wyliże się. - dodał biorąc gryz gofra.
- Jesteś okropny.  - oświadczyłam siadając przy nim.
Odłożyłam patelnię na blat i patrzyłam na mężczyznę, który nadal się nie ruszał. Zabrałam mu z talerza jednego gofra, którego przyozdobiłam podobnie, jak mój brat. Nie wyszło mi to nawet najgorzej biorąc pod uwagę moje możliwości kulinarne. Co prawda robiłam wszystko według przepisu z internetu, ale Derek powinien być mi niesamowicie wdzięczny.
- Lepiej, żeby się ocknął w końcu. Terry często jest nieokiełznany, ale bardzo przydatny. - oznajmił mi mój brat beznamiętnie, ale w tym czasie tak zwany Terry się poruszył i stęknął.
- Moja głowa. - jęknął chwytając się za wyżej wymienioną część ciała.
- Mogę dać Ci gofra na przeprosiny. - zaproponowałam skupiając uwagę mężczyzny na mojej osobie.
- A Ty dziewczynko to ... ? - spytał siadając na podłodze.
- Faith Williams. - przedstawiłam się z uśmiechem.
- Możesz też na nią mówić, jako dziewczynka, która przyłożyła Ci patelnią. - zaśmiał się Derek. - Mów co masz Terry. - dodał podchodząc do niego i pomagając mu wstać.
- Tomlinson jeszcze nie rozwalił twojego samochodu. - oznajmił Terry. - Prawdopodobnie zrobi to jutro na Górze Zguby. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi na tą całkowicie śmieszną nazwę.
- Chce go zatopić? - spytał z nie do wierzeniem mój przyrodni brat. - Idiota. - prychnął pod nosem.
- Góra Zguby, serio? - zaśmiałam się nie mogąc powstrzymać się od wypowiedzenia tego na głos. - Kto nadał taką żenującą nazwę biednej górze? - dodałam nadal uśmiechając się z głupoty tego człowieka.
- Ja. - odpowiedział Derek, a ja od razu zamilkłam chociaż prawie płakałam ze śmiechu.
- Oh. - uformowałam usta w perfekcyjny okrąg. - Wybacz.
- Idź się ogarnij, bo zaraz wyjeżdżamy. - oznajmił Derek i machnął tylko na mnie dłonią.
Wzruszyłam ramionami i z niedokończonym gofrem poszłam do łazienki, gdzie odkręciłam wodę pod prysznicem. Dokończyłam jedzenie po czym rozebrałam się do naga wrzucając bieliznę do kosza na pranie. Weszłam pod strumień wody chcąc , jak najszybciej się umyć. Nie lubiłam marnować czasu z rana, dlatego zawsze kąpałam się wieczorem, jednak prawdopodobnie zmienię ten nawyk.
Wyszłam owinięta ręcznikiem i poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam bieliznę oraz ogrodniczki, a do tego zwykły biały podkoszulek. Prawa szelka specjalnie była nie zapięta. Nie zamierzałam suszyć włosów, jak zwykle. Na nogi nałożyłam stopki, a potem najzwyczajniejsze sportowe buty. Włożyłam telefon do tylnej kieszeni ogrodniczek i zbiegłam na dół, gdzie czekałam na Derek'a dobre piętnaście minut, ale nie narzekałam. Zdążyłam wypić szklankę soku pomarańczowego i obejrzeć Tom'a i Jerry'ego.
Wyszliśmy z domu. Sprawdziłam dwa razy, czy aby na pewno zamknęliśmy drzwi, a potem czekaliśmy na chodniku na Zayn'a, który przyjechał z minimalnym spóźnieniem. Zajęłam miejsce na przodzie i przywitałam się z kierowcą uściskiem. To samo zrobił mój brat po za faktem, że przybił męską piątkę.
- Gdzie jedziemy? - spytałam patrząc na Malik'a, który palił papierosa, a na swoich oczach ma czarne Raybany.
- Derek przedstaw jej plan dnia. - oznajmił Zayn zdejmując lekko okulary przeciwsłoneczne z nosa. Spojrzał na mojego przyrodniego brata wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może kawę do tego? - prychnął Hale wywracając oczami.
- Poproszę. - uśmiechnął się kpiąco Zayn nasuwając z powrotem wskazującym palcem na nos okulary.
- Idiota. - prychnął mężczyzna uderzając swojego przyjaciela ręką w tył głowy. - Na początku jedziemy na magazyny, gdzie pojeździsz. Potem nauka driftów. Dwie godziny w warsztacie, bo inaczej Kelly nas zabije. Założysz podsłuch w biurze swojego ojca z Niall'em. Na koniec tego ekscytującego dnia złożymy wizytę Tomlinson'owi. Oh i wystartujesz w pierwszych wyścigach, które odbywają się poza miastem.
- Wyścigi? Tak szybko? - spytałam odwracając się przez ramię w stronę naszej sekretarki. Powiedzieć, że trochę panikuję to kłamstwo. Bardzo spanikowałam.
- Musisz mieć własny samochód. - odpowiedział Derek przeciągając się na tylnym siedzeniu.
- A co jeśli przegram?
- Na wyścigi i tak pojedziemy, ale zobaczymy czy wystartujesz. - uspokoił mnie Zayn przyspieszając przed światłami. Przejechał na czerwonym, ale nie przejął się tym zbytnio.
- Okej, a czemu dopiero teraz chcecie założyć podsłuch w biurze mojego ojca? - zmarszczyłam czoło i brwi nie rozumiejąc tego. - Przecież Derek mógłby to załatwić bez problemu już dawno temu.
- Uznajmy, że z twoim ojcem nie mogę mieć nic wspólnego. - mruknął mój przyrodni brat z tylnego siedzenia. Spojrzałam  na niego w lusterku. Miał rozłożone ramiona, a jego twarz była odchylona w stronę nieba i chwytała promienie słońca.
- Wiele się nie zmieniło przez cztery lat. - mruknęłam pod nosem do siebie.
Odwróciłam głowę w stronę budynków, które mijaliśmy. Ludzie wydawali się być tacy zapracowani. Każdy gdzieś biegł. Nie zwracał uwagi na innych. Zależało im tylko na tym, aby zdążyć do pracy i przeżyć kolejny dzień w swoim kalendarzu. Nie chciałam tak żyć. Nie chciałam być schematyczna.
Zayn podjechał na te same magazyny co wczoraj. Wysiedliśmy wszyscy z samochodu. Mulat z niepewnością wypisaną na twarzy drżącymi dłońmi podał mi kluczyki do jasnozielonego Dodgea. Jak go rozbiję to przynajmniej będzie mógł mieć jakiś ładniejszy kolor samochodu.
- Pokaż na co Cię stać mała. - rzucił rozkazująco Derek. Szefujący brat. - Spokojnie stary przynajmniej się już ścigała. - dodał pocieszająco w stronę prawie płaczącego Zayn'a. Poklepał go po plecach w ramach wsparcia.
- Czemu to akurat moim samochodem ją szkolimy? - spytał z wyrzutem Malik.
- Dzięki. - prychnęłam pod nosem podrzucając kluczyki w dłoni.
Wsiadłam do samochodu na miejsce kierowcy. Jeździłaś już Faith przecież nie będzie źle. Odpaliłam silnik. Nogę trzymałam na sprzęgle i hamulcu, a po chwili już tylko na środkowym pedale. Ułożyłam wygodnie dłonie na kierownicy i zacisnęłam je kilka razy.
- Oh, pieprzyć to. - powiedziałam sama do siebie po czym nacisnęłam gaz i wbiłam szybszy bieg.
Obracałam szybko kierownicą przy kolejnych kontenerach starając się zmieścić pomiędzy uliczkami ustawionymi z magazynów. Przyspieszyłam jeszcze trochę widząc koniec drogi. Zaciągnęłam ręczny hamulec specjalnie zarzucając samochodem w taki sposób, aby się obrócił. Następnie opuściłam wajchę i ruszyłam naprzód w drogę powrotną.
Widząc na mecie mojego brata wcisnęłam pedał gazu jeszcze mocniej. Starałam się panować nad pojazdem i nie spuszczać wzroku z drogi. Dasz radę Faith. Jesteś już blisko. Niestety wjechałam na dziurę i samochód niebezpiecznie podskoczył. Zarzuciło mną trochą, ale przejechałam obok Derek'a i zrobiłam niesamowity drift na koniec chcąc wyjść z twarzą, ponieważ prawie urwałam zawieszenie Zayn'owi.
- Jak myślisz Derek? - spytał Malik zapewne dziękując Bogu, że jego samochód jest w całości.
Oddałam mu kluczyki i stanęłam obok nich. Chciałam się dowiedzieć, jak mi poszło. Derek zamyślił się patrząc w ziemię, a Zayn mnie przytulił.
- Nie było źle. Trzeba poprawić panowanie nad pojazdem i wyskoki znad powierzchni. Oh no i radziłbym zaprzestanie driftów na koniec wyścigu. - powiedział i poszedł do samochodu Zayn'a. Wskoczył na tył.
- Czemu nie mogę robić driftu na koniec wyścigu? - spytałam marszcząc brwi.
- To znak firmowy Tomlinson'a. - uśmiechnął się z pobłażliwym uśmiechem. - Chodź mała. Prawdopodobnie szykujemy się dzisiaj na wyścigi, bo droga tam jest asfaltowa, więc powinnaś sobie poradzić.
Poszliśmy w kierunku samochodu Zayn'a. Mulat rzucił mi kluczyki, które niezdarnie złapałam. Wsiadłam na miejsce kierowcy i czekałam na kolejne polecenia. Jednak Derek zawzięcie milczał.
- To co następne? - spytałam przeciągając dwa pierwsze słówka.
- Drifty. - oświadczył Derek. - Pokaż, jak to robisz tutaj, bo wychodzą Ci dobrze.
- Z pewnością jest dużo kurzu. - poskarżył się Zayn otrzepując swój podkoszulek.
- Panienka. - prychnęłam pokazując mu język.
- Ranisz.
- Do roboty. - wtrącił się mój brat, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Ruszyłam do przodu nabierając, jak największej prędkości w najkrótszym czasie, jak to tylko możliwe. Weszłam w zakręt i nacisnęłam pedał gazu co spowodowało szybkie zarzucenie tyłem samochodu. Zawróciłam i na nowo ruszyłam przed siebie.
- Jest nieźle. - przyznał Derek.
- Wow, dzięki. - wywróciłam oczami nie mogą się powstrzymać. - Jedziemy teraz do warsztatu, prawda?  - spytałam wyjeżdżając z magazynów.
- Tak. - westchnął Zayn. - I tak już jesteśmy spóźnieni. - dodał wiercąc się na miejscu pasażera. Bał się o swój samochód. Cóż nie zdziwiłam się tym zbytnio.
Jadać ulicami Los Angeles nie oszczędzałam, ani na szybkości, ani na przepisach drogowych, które i bez tego przeważnie ignoruję albo nie pamiętam co dany znak drogowy oznacza. Jednak od zawsze pamiętam policyjne światła i wycie syreny.
- Kurwa, znowu? - jęknęłam zwalniając.
- Nie zwalniaj. - ostrzegł mnie mój brat. - Spróbuj ich zgubić. - dodał, a ja przerażona spojrzałam na niego w lusterku.
- To na pewno dobry pomysł? - spytałam przyspieszając.
Byłam zdenerwowana i bałam się, że stracę kontrolę nad samochodem. Derek skinął potwierdzająco głową, więc gdy zobaczyłam pierwsze skrzyżowanie to gwałtownie skręciłam na główną drogę, gdzie powinien być większy ruch. Wymijałam sprawnie samochody chcąc, jak najdalej oddalić się od ogona.
- Kurwa. To Pierce. - wymamrotał mój brat odwracając głowę do tyłu.
- Zadzwoń do Kelly, żeby był otwarty garaż. - oznajmiłam. - Zayn nawiguj mnie do warsztatu. - dodałam skręcając w lewo na czerwonym świetle. Ojciec mnie zabije, jeśli już w drugi dzień przyniosę mu kolejny mandat.
- Załatwione, Kells otworzyła bramę. - powiadomił nas Derek.
- Teraz prosto i na drugim skrzyżowaniu w lewo. - powiedział Zayn trzymając się tapicerki. Chyba bał się o swój samochód. - Powie mi ktoś czemu tak często patrolują Los Angeles ostatnio?
- Niall się tego dzisiaj dowie. - westchnął Hale, a ja w tym momencie zauważyłam drugie skrzyżowanie o którym mówił Zayn, więc znowu skręciłam tym razem było zielone światło.
Wjechałam przez bramę do garażu. Derek wyskoczył z samochodu i szybko opuścił ją w dół. Poczekaliśmy chwilę, aż przejechał samochód policji, a ja odetchnęłam z ulgą opierając się plecami o fotel. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ponieważ czułam, jak moje serce wystukuje równy, szybki rytm. Czułam, że żyję i podobało mi się to.
- Poradzisz sobie na tych wyścigach. - oświadczył Derek. - Test zdałaś. - dodał, a ja zdekoncentrowana nie wiedziałam o co właśnie chodzi. - Ucieczka przed innym samochodem to najlepszy trening.
- Oh. - wymsknęło mi się tylko z ust.
- Słyszałam, że umiesz naprawiać samochody, więc łap i pomóż mi. - powiedziała z uśmiechem Kelly i rzuciła w moją stronę klucz francuski, który złapałam.
Przez ponad dwie godziny razem z Kelly robiłyśmy przy zawieszeniu Zayn'a. Leżałyśmy na czerwonych wózkach, które były niziutkie i idealnie wjeżdżały pod samochód.  Okazało się, że trzeba zamówić jedną nową sprężynę, która zardzewiała nie do końca wiadomo jakim cudem. Dziewczyna okazała się być ode mnie troszeczkę starsza, ale była bardzo miła, jak dla córki gliniarza.
- Jesteście wielkie. - przyznał Zayn jedząc chrupki, które kupił w sklepie na przeciwko.
- Możesz nim jeździć, ale uważaj na wszelkie wyboje. Sprężyna przyjdzie za jakieś trzy dni. - oznajmiła Montgomery wycierając ręce w szmatkę.
Moja koszulka była cała brudna, więc podskoczyłam do domu, gdzie się przebrałam i przygotowałam też osobne rzeczy na wyścig. Dodatkowo umyłam swoją twarz i ręce, abym nie wyglądała, jak dziecko z kopalni. Rozczesałam włosy szczotką i na nowo mogłam jechać tym razem niczym nie wyróżniającym się rodzinnym SUV'em marki Opel.
Niall kierował spokojnie bez zbytnych ekscesów. Zatrzymał się pod komisariatem. Wytłumaczył mi, że muszę umieścić to w jakimś dyskretnym najlepiej niesprzątanym miejscu i życzył mi powodzenia. Problem był taki, że miałam trzy podsłuchy i miałam je ulokować w trzech różnych miejscach.
Tak, jak zwykle weszłam na główny hol. Zerknęłam na ławkę oczekujących, ale nie było Pana Tomlinson'a. Czego mogłam się spodziewać. Przecież nikt nie byłby na tyle głupi, żeby dać złapać się dwa razy pod rząd.
- Nie mów, że znowu dostałaś mandat. - usłyszałam głos komendanta, który był moim ojcem. Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Po prostu się stęskniłam. - skłamałam tak łatwo.
- Poczekaj na mnie w biurze. - westchnął odbierając od policjantki jakieś teczki. Wskazał dłonią drzwi od swojego gabinetu, więc zrobiłam tak, jak chciał.
Od razu zamknęłam za sobą drewnianą powłokę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Każde miejsce wydawało mi się banalne, aż nie zatrzymałam wzroku na godle państwa, które w najlepsze wisiało nad biurkiem. Wyjęłam z bluzy czarne kółeczko. Nie wiele myśląc stanęłam na kręconym fotelu i przykleiłam to dziadostwo pod spodem.
Zeskoczyłam z fotela prawie się zabijając, ale z uśmiechem, że chociaż jedną rzecz mam z głowy. Jeszcze dwie. Wyszłam z gabinetu i podeszłam do jednego z biurek za którym siedział jakiś grubszy policjant, który prawdopodobnie był przepracowany i zestresowany, co stwierdziłam po jego zapoconej granatowej koszuli.
- Przepraszam bardzo, ale gdzie znajdę komendanta Williams'a? - spytałam najgrzeczniej, jak umiałam.
Uderzyłam biodrem w kalendarz i jakieś zdjęcie, które spały na podłogę. Od razu schyliłam się i pod obrotowy fotel przykleiłam drugą pluskwę. Podniosłam rzeczy, które zrzuciłam i odłożyłam je na swoje miejsce. Niall powinien mi wręczyć jakiś pieprzony order za tą robotę.
- Powinien być w pokoju przesłuchań. - odpowiedział, a na moje usta wpłynął uśmiech, bo to bardzo ułatwiło mi życie.
- Dziękuję.
Od razu ruszyłam korytarzem w głąb budynku, aby trafić do tego legendarnego pokoju dla złych osób. Ojciec w dzieciństwie straszył mnie, że jeśli będę niegrzeczna to skończę w tym pokoju. Pamiętam, jak wtedy się bałam i obiecywałam, że będę sprzątać po sobie zabawki, których ostatecznie i tak nie sprzątałam. Zawsze roznosiłam je po całym domu.
Zapukałam w drzwi i weszłam bez pozwolenia, ponieważ inaczej by mnie nie wpuścili. Przybrałam zmartwioną minę i z westchnięciem podeszłam do mojego ojca, który był w tym momencie zdezorientowany. Obok niego stał młody mężczyzna w mundurze i na pewno nie był to jego zastępca Pierce.
- Co się znowu stało? - spytał mój ojciec wznosząc oczy ku niebiosom.
- Umówiłam się ze znajomym i nie mam pieniędzy. - powiedziałam ze skruchą. - Mógłbyś mi trochę pożyczyć? - spytałam z nadzieją w głosie.
Ojciec zaczął grzebać po kieszeniach, a ja podeszłam do stolika przy którym siedziała dziewczyna bardzo skąpo ubrana. Obróciłam się tyłem w stronę weneckiego lustra i pod stolik przykleiłam ostatni czarny krążek. Lepszego miejsca tutaj nie znajdę.
- Masz. - wcisnął mi do dłoni papierowy banknot o dużym nominale.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko. - Widzimy się w domu.
Jak najszybciej zmyłam się z komisariatu, a gdy tylko wyszłam na pole to schowałam pieniądze do tylnej kieszeni swoich jasnych spodenek. Zdjęłam też z siebie bluzę, która była za duża i na taką pogodę zupełnie nie potrzebna.
Wróciłam do niepodejrzanego SUV'a i usiadłam na miejscu pasażera z uśmiechem. Niall coś sprawdzał na laptopie, którego chyba zawsze miał pod ręką.
- Dobrze się spisałaś. - pochwalił mnie, a ja poczułam się doceniona. - Wszędzie słychać idealnie, a teraz miejmy nadzieję na to, że pluskwy zostaną jak najdłużej na swoim obecnym miejscu.
- Świetnie. - mruknęłam przeciągając się. - Jedźmy gdzieś coś zjeść, bo umieram. - zajęczałam chwytając się za brzuch, który mi zaburczał.
- W sumie możemy. Jest szesnasta. O dwudziestej masz z Derek'iem, Zayn'em i Kelly pojechać do Tomlinson'a. Natomiast o dwudziestej pierwszej widzimy się pod Hollywood. - przedstawił mi pozostałą część dnia.
- Gdzie mieszka Pan Tomlinson? - spytałam opierając się wygodniej o siedzenie.
-  W luksusowej dzielnicy Sky Hill. Na samej górze
- To niedorzeczne. - prychnęłam pod nosem. Oczywiście, że Pan Tajemniczy i Niebezpieczny Tomlinson mieszka sobie w dzielnicy oddalonej zaledwie dziesięć minut pieszo od mojego domu.
- To co chcesz zjeść? - spytał Niall śmiejąc się pod nosem. Jemu też chyba chciało się jeść, a przynajmniej tak twierdził jego burczący brzuch.
- Ty wybierzesz. - zadecydowałam nie mogąc się skupić.
- Hamburgery u Danny'ego zawsze są dobre. - mruknął pod nosem i ruszył do restauracji, której tylko on znał położenie.
Naprawdę żałowałam, że nie było mnie tutaj tyle lat. Trzy lata zmarnowane na drugim końcu świata w jakiejś marnej szkole. Tyle się zmieniło, a teraz nawet nie wiem co, gdzie jest. To trochę smutne. Jednak przynajmniej znajomi brata zapewnili mi niezłą rozrywkę już pierwszego dnia.
Piętnaście minut później siedzieliśmy przy okrągłym drewnianym stoliku na kanapach obitych czerwoną trochę tandetną podróbką skóry. Atmosfera była miła, a ja mogłam poczuć się, jak w filmie z lat osiemdziesiątych.  Serwety w czerwono białą kratę leżały na stolikach. Przy blacie stała kelnerka, która co chwilę albo coś podawała, albo czyściła białą chusteczką. Wysokie taborety stały przy ladzie i czekały na klientów. Starszy pan siedział w kącie lokalu i palił papierosa. Przed nim stał talerz z frytkami, a w dłoniach miał gazetę.
- Ładnie tutaj. - przyznałam, gdy złożyliśmy już swoje zamówienia.
- Kocham tą restaurację odkąd przybyłem do Stanów. - uśmiechnął się Niall. - W pierwszy dzień mojego pobytu trafiłem na twojego brata, który tutaj mnie przywiózł, jak to ujął na dobre żarcie, którego nie pożałuję. Cóż miał rację.
- Czasami Derek ma rację. To fakt. - uniosłam jeden kącik ust do góry.
- Powiedz mi, gdzie się podziewałaś przez kilka lat? - spytał Horan rozglądając się po pomieszczeniu. - Nic nie mogłem znaleźć w twojej bazie danych.
- Niezły żart. - zaśmiałam się patrząc na blondyna. Jednak widząc jego minę przestałam. - Oh, Ty nie żartujesz. Przerażasz mnie Niall.
- Więc? - ponaglił pokazując gest młynka ręką.
- Byłam w szkole z internatem dla młodych dam w Anglii. - odpowiedziałam. - Trzy lata zmarnowanego życia. - dodałam wzruszając ramionami.
Kelnerka przyniosła nam nasze truskawkowe koktajle z różowymi słomkami. Wzięłam go do rąk i upiłam łyk. Jednak Niall nadal wpatrywał się we mnie swoimi przerażająco niebieskimi oczami, które chciały dowiedzieć się czegoś jeszcze.
- Rozbiłam samochód swojego ojca, gdy miałam szesnaście lat. To był radiowóz. - wytłumaczyłam lekko się uśmiechając, gdy przypomniałam sobie widok policyjnego wozu w płocie sąsiadów. - Wysłał mnie do jakiegoś małego miasteczka pod Londynem. Uważał, że się buntuję po śmierci mojej matki.
- Było tak? - spytał widocznie zaciekawiony Niall.
- Bzdura. - oburzyłam się. - Po prostu chciałam pojeździć sama w nocy. To zawsze mnie odprężało, aż nagle na drogę wyskoczył mi jakiś chłopak. Nie chciałam go potrącić, więc poświęciłam płot sąsiadów. No i radiowóz też.
Niall zaniósł się głośnym śmiechem, więc nawet staruszek w kącie zwrócił na nas uwagę. Kelnerka podała nam nasze pełne zamówienia, a chłopak gdy tylko zobaczył jedzenie to zamilkł i je zaatakował. Cóż co się mu mogłam dziwić skoro zrobiłam dokładnie to samo.
- Jak było w tej szkole?
- Wyższa szkoła katolicka kształcenia młodych umysłów dam, imienia Jane Austen. - wypowiedziałam pełną nazwę nieźle popieprzonej placówki. - Najgorsza szkoła w jakiej się uczyłam. Jednak dobrze zdałam testy, dostałam dyplom i ukończyłam swoją edukację na razie.
- Chcesz iść na studia? - mruknął niewyraźnie blondyn.
- Jeszcze nie wiem. - przyznałam wzruszając ramionami. - A co z Tobą, panie Szalony Komputerek?
- Dla mnie jest trochę za późno. - westchnął chcąc się wymigać od odpowiedzi.
- Nie rozśmieszaj mnie Niall. Ile Ty masz lat?
- Dwadzieścia jeden. - odpowiedział cicho spuszczając wzrok na hamburgera.
- No właśnie. - uśmiechnęłam się chcąc dodać mu wiary w siebie.
Resztę naszego posiłku spędziliśmy przy piosenkach z lat siedemdziesiątych, a może osiemdziesiątych i naszych słabych żartach, które były tak beznadziejne, że kelnerka słysząc jeden z nich upuściła dzbanek z kawą, który na szczęście się nie rozbił. Przez te minuty spędzone z Niall'em czułam się niesamowicie dobrze. Chłopak miał taką energię, której wielu mogłoby pozazdrościć. Jednak, gdy miał pracę to stawał się oschły i obojętny dopóki nie ukończy zadania. Zauważyłam to już pierwszego dnia.
Wróciliśmy do warsztatu, gdzie Kelly pracowała przy jakimś samochodzie, który dopiero co doszedł do garażu. Zayn palił papierosa siedząc na biurku i przyglądając się co robi dziewczyna. Derek był w pokoju obok, gdzie był jego gabinet. Czytał jakieś faktury.
- Gdzie wy byliście? - zawył Zayn zeskakując z blatu biurka. - Nudziłem się bez Was.
- Trzeba było pomóc leniu. - fuknęła Kelly uderzając w niego szmatką w którą wytarła dłonie.
- Ała. Zniszczyłbym sobie fryzurę kobieto. - powiedział oburzony chłopak na co dziewczyna wywróciła oczami. - Mam dzisiaj ważne spotkanie.
- Jedliśmy. - odpowiedziałam śmiejąc się z ich wymian zdań. Kelly zawsze go bije szmatką.
- Dobra młoda. Jest już osiemnasta. Niall powiedział Ci już resztę Twojego ściśle zaplanowanego dnia?
- Tak. - westchnęłam. - Chce ktoś coś ze sklepu? - spytałam mając zamiar przejść się na przeciwko do spożywczaka.
- Kup mi gumy do żucia, młoda. - odezwał się Zayn i zniknął w gabinecie Derek'a.
- A mi coś do picia i jakąś bułkę, bo umieram z głodu! - krzyknęłam Kelly spod samochodu.
- Tak jest. - odezwałam się salutując.
Przebiegłam na drugą stronę ulicy i kupiłam potrzebne artykuły spożywcze. Dla siebie wzięłam papierosy, których nie chcieli mi sprzedać. Więc pokazałam swoje prawo jazdy. Przechodząc z powrotem prawie wpadłam pod samochód, który tylko głośno na mnie zatrąbił.
- Uważaj lalka! - usłyszałam krzyk mężczyzny za sobą.
- Zapamiętam! - odkrzyknęłam odwracając się przez ramię. Mężczyzna w długich włosach przewrócił tylko oczami i popędził przed siebie.
Podałam zakupy Kelly i Zayn'owi, a sama usiadłam na ławce przed garażem i zapaliłam papierosa obserwując przejeżdżające samochody. Patrzyłam, jak słońce zachodzi w dół i niebo robi się fioletowoczerwone. Ptaki latały po niebie, a ja czułam się dobrze właśnie tutaj gdzie jestem teraz. Naprawdę brakowało mi Los Angeles.
- Palisz? – spytała Kelly siadając obok mnie na prowizorycznej ławce. Wyciągnęła przed siebie nogi i lekko się przeciągnęła powodując strzyknięcie kręgów w szyi. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i wyżej uniosłam papierosa. – Cóż Derek kazał przekazać Ci, że masz wrócić do domu na kolację.
- A on?
- Zgaduję, że podjedziemy pod Ciebie o dwudziestej. – odpowiedziała wzruszając lekko ramionami. – Oh przygotowałam dla Ciebie mój samochód na wyścigi. – dodała wstając ławki, a ja zrobiłam to samo.
Poszłam za nią do garażu, a Kelly ściągnęła białą płachtę pod którą ukrywał się czarny Mustang Shelby. Był cudowny i prawdopodobnie niedawno kupiony. Dziewczyna otworzyła drzwi od strony kierowcy i zapaliła silnik.
- Boże, chodzi jak marzenie! – powiedziałam podekscytowana. – Ale co jeśli go przegram?
- Spokojnie. Będziesz startować w wyścigu jeden na jednego. Prosta droga. Tutaj. – wskazała na środek kierownicy na mały guziczek. – Jest nitro. Wciśniesz i prawdopodobnie wygrasz bez zbędnych problemów.
- Dziękuję. – przytuliłam Kelly, gdy tylko wysiadła z samochodu.
- Dobra młoda. – poklepała mnie dłonią po plecach. – Zayn Cię odwiezie. – dodałam kiwając głową w kierunku mulata, który właśnie wyszedł z gabinetu mojego przyrodniego brata zachowującego się, jak szef szefów.
- Okej. – zgodziłam się od razu i pobiegłam do Dodgea Chalengera wskakując na przednie siedzenie.
Oparłam głowę na dłoni zwiniętej w piąstkę. Jak zwykle obserwowałam zmieniający się obraz. Większość ludzi wracało do domów lub szło do klubów, aby się zabawić ewentualnie odpocząć po męczącym dniu w pracy.
Zayn zatrzymał się przed moim domem i krzyknął za mną, że mam być gotowa o ósmej wieczorem. Miałam teraz jakąś godzinę, aby usiąść przy jednym stole z ojcem i Laurą. Gdy weszłam do domu to od razu poszłam do kuchni skąd wzięłam talerze i rozłożyłam je na stole w jadalni, która łączyła się z salonem, jak i miejscem przygotowywania posiłków.
Zajęłam swoje standardowe miejsce i po odmówionej modlitwie wzięłam się za dzisiejszą specjalność, którą było spaghetti. Nie byłam specjalnie głodna po posiłku z Niall'em, więc nałożyłam sobie niedużo na talerz i dla niepoznaki szturchałam widelcem kluski od czasu do czasu.
- Jak w pracy? – spytałam z zainteresowaniem mojego ojca, który uniósł brwi, ale nie skomentował tego. Uśmiechnął się tylko nieznacznie.
- Nic nowego. Dzisiaj mieliśmy anonimowe zgłoszenia o nielegalnej działalności prostytutek w okolicach Hollywood. Oczywiście rozwiązaliśmy tą sprawę. – wzruszył ramionami, ale błysk w jego oku mówił, że jest dumny ze swojej roboty. – I mamy nowego młodzieńca w swoich szeregach.
- Doprawdy? – zadała pytanie Laura chcąc wtrącić się do rozmowy. – Kogo?
- Nazywa się Liam Payne. – odpowiedział Owen marszcząc brwi. Pewnie myśli, czy dobrze zapamiętał nowego. – Fay go dzisiaj widziała w pokoju przesłuchań.
- Mhm. – przytaknęła niemrawo kobieta. – Ja dzisiaj dostałam niesamowite zlecenie. Mam dostarczyć kwiaty na wesele córki senatora. – pochwaliła się mama Derek'a.
- Naprawdę? To wspaniale kochanie. – pogratulował jej mąż i złożył pocałunek na policzku.
- Cudowna wiadomość. – uśmiechnęłam się w jej stronę chcąc brzmieć naturalnie. W dalszym ciągu nie lubiłam, gdy okazywali sobie jakiekolwiek czułości przy mojej osobie.
Resztę kolacji spędziliśmy na monologu Laury o swojej pracy i córce senatora Collin'a. Gdy zegarek wskazał już dziewiętnastą trzydzieści to przeprosiłam dorosłych, którzy sączyli lampkę czerwonego francuskiego wina. Pobiegłam na górę, gdzie wzięłam szybki prysznic. Dodatkowo pomalowałam sobie usta ciemną szminką, aby nie wyglądać, jak małe dziecko.
Ubrałam się w przygotowane rzeczy z torby. Czarne krótkie spodnie z przetarciami koło kieszeni i zwykły czarny crop top, który był specjalnie kupiony o dwa rozmiary większy. Na to włożyłam kwiecistą sukienkę i brązową trochę hipiską narzutkę, aby ojciec się nie martwił w jakim ubiorze wychodzi jego córka na zewnątrz. Na nogach wylądowały wysokie, wiązane oficerki do kolan na grubej podeszwie.
Otworzyłam okno, aby mieć potem możliwość powrotu do domu. Zbiegłam na dół po schodkach i gdy byłam już przy drzwiach spotkałam się ze wzrokiem mojego ojca, który mrużył lekko oczy.
- Wychodzę z Derek'iem i jego przyjaciółmi. - oznajmiłam z uśmiechem. - On będzie mnie pilnować. - dodałam podając dobry argument, dlatego Owen się nie odezwał tylko skinął mi głową.
Wyszłam przed dom, gdzie stał już Zayn. Zdjęłam narzutkę i sukienką, a następnie wsiadłam do samochodu rzucając sukienką w Derek'a. Natomiast brązowy sweterek z powrotem ubrałam, ponieważ było mi trochę chłodno, ale co się dziwić, kiedy mam brzuch na wierzchu.
Przejechaliśmy kilkadziesiąt posiadłości dalej na samą górę, tak jak mówił Horan. Zayn zatrzymał się pod dużym domem wyglądającym, jak willa przed którym stały dwa samochody. Na tarasie, a może werandzie siedział jakiś mężczyzna i palił papierosa, gdy nas zobaczył to zapukał w okno. Niepewnie wyszłam z resztą grupy i podeszliśmy pod drzwi zza których od razu wychylił się Pan Tajemniczy Tomlinson. Derek uśmiechnął się kpiąco.
- Zabłądziliście? - warknął właściciel domu opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
- Nie. Przyszliśmy z ofertą. - odpowiedział Zayn i z uśmiechem usiadł koło mężczyzny z długimi włosami na werandzie. Zabrał mu papierosa z palców. - Dziękuję Styles. - dodał i skinął głową mężczyźnie koło którego siedział. - Widzisz bardzo nam zależy, aby odzyskać Mustanga Derek'a.
- Oh, naprawdę? - sarknął z irytacją Pan Tomlinson. - Kto byłby na tyle głupi, żeby się z nami ścigać skoro nawet Derek nie dał racji.
- Jego siostra. - uśmiechnął się pod nosem wypuszczając dym ustami.
- Nie jestem głupia. - fuknęłam oburzona do Kelly, która tylko poklepała mnie po ramieniu z pobłażliwym uśmiechem.
- Tak mówisz? - zdziwił się Tomlinsona przyglądając mi się przenikliwym wzrokiem, który sprawiał, że miałam ochotę uciec, a gdybym miała coś w dłoniach to z pewnością bym to upuściła. Mężczyzna z cyjanowymi tęczówkami uśmiechnął się cynicznie. - To dziecko ma uratować twoją dupę, Derek?
- Cóż jeśli nie uważasz, że jest dla Was konkurencją to czego się obawiasz? - powiedział mój przyrodni brat używając manipulacji. - Pierwszy lipca, pasuje Ci? - spytał obserwując reakcję Pana Louis'a Tomlinson'a tajemniczego gówniarza z nieczystą kartoteką, który przetarł ręką swój podbródek na którym był zarost.
- Niech będzie. - zgodził się łaskawie. - Skoro za Ciebie jedzie siostra to...
- Przyrodnia siostra. - wtrącił Derek, a ja po prostu musiałam wywrócić oczami, bo serio akurat teraz musimy to wyjaśniać.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami Pan Tomlinson. - Będzie się ścigać z Karlą.
Odetchnęłam w duchu, ponieważ podobno Karla była lepsza niż niejaka Alisha.
- O Mustanga? - spytała Kelly odzywając się pierwszy raz.
- Jeżeli Wasza dziewczynka wygra to odzyskujecie Mustanga. - zadecydował. - Jednak, jeśli moja kuzynka wygra to Ty zostaniesz moją pomocną sekretarką na cały tydzień. - dodał wskazując na mnie palcem.
- Chyba Cię pogięło Tomlinson. - warknął Derek patrząc na niego złowrogo.
- Nie specjalnie. Wasze samochody są dobre, ale znudziły mi się. - wzruszył lekko ramionami. - To jak?
- Nie ma opcji.
- Zgadzam się. - odezwałam się ignorując sprzeciw Zayn'a i mojego przyrodniego brata. - Jednak nie możesz mnie zmusić do czegoś co jest nielegalne lub sprowadza się do mojego systemu wartości.
-Jak uważasz dzieciaku. - zaśmiał się wyciągając w moją stronę prawą dłoń. - Umowa?
- Umowa. - odparłam pewnie i mocno uścisnęłam jego rękę. Po kręgosłupie przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. - Do zobaczenia pierwszego lipca. Niall wyśle Wam miejsce. - dodałam unosząc wysoko głowę, ponieważ stałam trochę niżej od Pana Tajemniczego Tomlinson'a. Patrzyłam w jego cyjanowe tęczówki i starałam się nie skulić pod jego przenikliwym spojrzeniem.
- Dobrze. - przejechał językiem po dolnej wardze nadal utrzymując kontakt wzrokowy.
Zabrałam swoją dłoń i odwróciłam się na pięcie tym samym odetchnęłam głęboko ciesząc się, że nie muszę patrzeć w jego niezwykle chłodne oczy. Wskoczyłam na miejsce pasażera, a w moje ślady poszli Kelly i Derek. Natomiast Zayn oddał papierosa Styles'owi. Powiedział coś do nich i jak gdyby nigdy nic wrócił do nas.
Odjechaliśmy z piskiem opon w kierunku Hollywood, gdzie miałam się zaraz ścigać. Jednak cyjanowe tęczówki zawracały trochę więcej mojej uwagi niż było to potrzebne.

###
Cześć kochani,
Kto się cieszy z powodu nowego rozdziału? Cóż mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo naprawdę spędzam dużo czasu na doszlifowaniu postaci i tej fabuły. Byleby tylko nie zepsuć książki.
Teraz jest mało Louis'a, tak wiem. Ale lubicie go? Ja osobiście uwielbiam tutaj typ Tomlinson'a. Naprawdę mam nadzieję, że nie zniszczę tego pomysłu!
P.S. Komentarze motywują :)
Trzymajcie się kochani ♥